{"status":"success","count":92242} Parafia PMP w Częstochowie

Rekolekcje parafialne

 

Różaniec - modlitwa prostoty i głębi

     1. Historia różańca

     Różaniec w pierwszej kolejności oznacza sposób modlitwy, po drugie zaś jest to «narzędzie» do odmawiania tej modlitwy, czyli sznur paciorków odpowiednio podzielonych, na których liczy się wypowiadane formuły. Ta postać różańca., którą znamy dzisiaj nie powstała w jednym momencie lecz kształtowała się przez wieki, przechodząc przez różne etapy.

     Od początku chrześcijaństwa wielu wiernych bardzo poważnie traktowało słowa św. Pawła: Nieustannie się módlcie (1 Tes 5,17). Odpowiedzią na to wezwanie, szczególnie w środowiskach pustelniczych i zakonnych, były modlitwy powtarzalne, czyli krótkie zwarte formuły wielokrotnie powtarzane, które skupiały myśli, a serca wznosiły ku Bogu. Znane są np. świadectwa o pustelniku Pawle z Teb (III w.), który starał się odmawiać każdego dnia trzysta razy «Ojcze nasz». Do liczenia modlitw używał trzystu kamyków, które kładł sobie na kolana i stopniowo zrzucał.

Od wieku VI używano już do takiego liczenia sznura z paciorkami. Z IX wieku pochodzi najstarsze znane świadectwo wskazujące, że jedną z takich powtarzalnych formuł było zaczerpnięte z Ewangelii pozdrowienie anielskie «Zdrowaś Mario».

     Modlitwa ta bardzo rozwinęła się w średniowieczu, które odznaczało się niezwykłym nabożeństwem do Matki Bożej. Wtedy też pojawił się zwyczaj odmawiania 150 «Zdrowaś», co było inspirowane Psałterzem, który liczy 150 psalmów. Dlatego też mówiono o «psałterzu Maryi». Mniej więcej od XII w. znany jest zwyczaj przeplatania modlitwy «Zdrowaś Maryjo» z «Ojcze nasz». Również w średniowieczu, w czasie jednej z wielkich epidemii dżumy do pozdrowienia anielskiego dodano drugą część: Święta Mańo, Matko Boża, módl się za nami grzesznymi terazi w godzinę śmierci naszej.

     Nadanie tej modlitwie nazwy «różaniec» nie jest łatwe do wyjaśnienia, choć wiadomo z całą pewnością, że róża od bardzo dawna jest symbolem Matki Bożej. Być może wpływ miał tu istniejący w średniowieczu zwyczaj przyozdabiania głowy wieńcem z kwiatów. Wieniec ten w niektórych językach nazywano właśnie «różańcem». Wyjaśnienie może przynosić pewna XIII-wieczna legenda. Otóż ten świecki zwyczaj ozdabiania głowy przeniesiono też na Maryję. Legenda opowiada o pewnym bardzo leniwym młodzieńcu. Jedynym dobrem jakie czynił było to, że każdego dnia splatał wieniec, którym przyozdabiał figurę Maryi. Dotknięty łaską wstąpił do zakonu. Jednakże nie mogąc w klasztorze codziennie zbierać kwiatów na wieniec, zaprzestał swojego zwyczaju. Było mu tego żal i już zamierzał opuścić klasztor, ale pewien stary mnich udzielił mu takiej rady: Jeśli chcesz życiem nowym cieszyć Maryję Królową, z szlachetnych czynów wianek w każdy dzień niech dostanie. Wplataj weń słowa chwały (...) po pięćdziesiąt Zdrowaś Maryja codziennie będziesz odmawiać. To już będzie cały wieniec, który ona bardziej ceni niźli lilie, niźli róże.

     Około XV w. odmawianie różańca połączono z rozważaniem życia Jezusa i Maryi. Wyodrębniono 15 istotnych momentów z ich życia i powiązano je z dziesiątkami "Zdrowaś Maryjo». Tajemnice podzielono na trzy części: radosne, bolesne i chwalebne. W ten sposób w ciągu kilku czy kilkunastu wieków ukształtowała się taka postać różańca, jaką znamy dzisiaj.

     Przez długi czas powstanie różańca kojarzono z postacią św. Dominika, który miał go «otrzymać» od samej Matki Bożej podczas objawienia. Skoro jednak, jak widać, różaniec powstawał przez wieki, to nie sposób przypisać go jednemu człowiekowi. Niewątpliwie św. Dominik i jego bracia, którzy, jako wędrowni kaznodzieje przemierzali świat, ogromnie przyczynili się do rozpowszechnienia tej modlitwy. W 1569 r. papież Pius V - dominikanin - specjalnym dokumentem nadał różańcowi formę, która przetrwała aż do naszych czasów.

     Jednakże historia różańca na tym się nie zakończyła. Najnowszy etap to zmiana, którą wprowadził Jan Paweł II. W 2002 r. ogłosił on list apostolski O Różańcu Świętym, w którym ukazał i potwierdził wartość tej modlitwy, zachęcił do jej praktykowania, a także wprowadził nowe tajemnice, które nazwał tajemnicami światła. Obejmują one najważniejsze wydarzenia z okresu publicznej działalności Jezusa, począwszy od chrztu w Jordanie aż do ustanowienia Eucharystii. Papież umiejscowił te tajemnice w strukturze różańca pomiędzy tajemnicami radosnymi, a bolesnymi. Ta nowość wprowadzona do modlitwy różańcowej jest zarazem wskazówką, że odmawiając różaniec możemy rozważać także inne wydarzenia ewangeliczne, które pozwolą lepiej i pełniej ogarnąć w medytacji tajemnicę Chrystusa. Bo taka jest istota różańca, jak to wyraził Jan Paweł II: ma prowadzić ducha do zasmakowania w poznawaniu Chrystusa.

     2. Formy różańca

     Od średniowiecza ludzie modlący się na różańcu gromadzą się we wspólnoty. Takimi wspólnotami są w pierwszej kolejności bractwa różańcowe, skupiające świeckich, którzy statutowo zobowiązani są trwać na modlitwie razem z Maryją. Pierwsze historycznie udokumentowane bractwo założył w 1470 roku bł. Alanus de Rupe. W 1475 roku takie bractwo w Kolonii założył dominikanin Jakub Sprenger. Później w Niemczech i Francji pojawiają się kolejne, skupiając bardzo wielu wiernych. W księgach polskich bractw można znaleźć imiona królów i wielkich wodzów, m.in. Zygmunta Starego, Stefana Batorego, Jana III Sobieskiego, Tadeusza Kościuszki czy Kazimierza Pułaskiego. Obecnie polskie bractwa różańcowe liczą ok. 2 min członków. Przynależność do takiej wspólnoty daje duchowe korzyści (odpusty i modlitwa wspólnoty za poszczególnych członków za ich życia i po śmierci) oraz nakłada obowiązki, do których należą: odmówienie 15 tajemnic różańca w ciągu tygodnia, wzorowe życie chrześcijańskie, udział w miesięcznych nabożeństwach różańcowych i godne obchodzenie świąt Matki Bożej, z okazji których dostępuje się odpustu.

     Inną formą wspólnotowego nabożeństwa różańcowego jest tzw. różaniec nieustający. Powstał on mniej więcej w tym samym czasie, w pierwszej połowie XVII w., we Włoszech i Francji. Polega na tym, że jego członkowie losują sobie jedną godzinę w roku, w której odmawiają cały różaniec. Później przeniesiono to na miesiąc. W ten sposób w każdej godzinie trwa modlitwa różańcowa.

     W 1826 r. we Francji powstał Żywy Różaniec, który miał na celu odrodzenie wiary w społeczeństwie. Składa się on z 15-osobowych grup, nazywanych różami, zaangażowanych w życie parafii. Każda osoba z róży codziennie przez miesiąc odmawia jedną tajemnicę różańca, którą sobie wylosuje. W ten sposób grupa, którą kieruje tzw. zelator, codziennie odmawia cały różaniec. Żywy Różaniec, co miesiąc ma wspólne nabożeństwo, w czasie którego dokonuje się zmiana odmawianych tajemnic i naznaczana jest intencja modlitwy. Ta forma wspólnoty różańcowej działa w bardzo wielu polskich parafiach.

     Istnieje również Różaniec Rodzinny. Najczęściej przy okazji rekolekcji lub misji parafialnych rodziny deklarują się, co jest zapisywane w specjalnych księgach, że będą odmawiały wspólnie różaniec, który umacnia rodziny, napełnia je łaską i daje siłę do dobrego życia.

     3. Teologia różańca

     Wydawać się może, że różaniec jest modlitwą wyłącznie maryjną i rzeczywiście często tak jest pojmowany. W istocie jednak w jej centrum stoi Chrystus, Jego miłość, którą nas do końca umiłował. To prawda, że gdy odmawiamy różaniec, to Maryja uczy nas odkrywać i rozumieć Boże tajemnice. W Ewangelii czytamy: «Maryja zachowywała wszystkie te sprawy i rozważała je w swoim sercu» (Łk 2,19) - «wszystkie te sprawy», czyli słowa i czyny Jezusa, verba et gęsta, jak to ujmuje łacińska formuła, które nam objawiają Boga. Modląc się na różańcu, stajemy się jakby naśladowcami Maryi. Ewangelia stopniowo wnika w obieg myśli człowieka, umacniając jego wiarę i przybliżając do Boga. W tej modlitwie Maryja jest z jednej strony orędowniczką z drugiej zaś, jako jedna z nas, ta która już doszła do pełnego zjednoczenia z Bogiem, jest potwierdzeniem i gwarancją Bożych obietnic i źródłem naszej nadziei - my zmierzamy tam, dokąd Ona już doszła.

     Różaniec jest modlitwą dwuwarstwową. Specyficzna technika modlitewna, która polega na powtarzaniu pacierzy jest przygotowaniem serca i umysłu do rozważania najważniejszych wydarzeń z życia Chrystusa i Jego Matki, które zarazem są dziejami naszego zbawienia. Rytm i melodyka słów w różańcu nieustannie podtrzymują więź z Bogiem, pozwalają w skupieniu rozważać tajemnice, budzą pragnienie głębszej wiary i otwierają człowieka na łaskę Bożą. Jan Paweł II w swoim liście O Różańcu Świętym napisał, że modlitwa ta należy do najlepszej i najbardziej wypróbowanej tradycji kontemplacji chrześcijańskiej.

     Tych wydarzeń, nazywanych tajemnicami, które rozważamy w różańcu jest obecnie, po wprowadzeniu tajemnic światła, dwadzieścia. Każdemu z nich odpowiada dziesiątka różańca, czyli jedno «Ojcze nasz», dziesięć "Zdrowaś Maryjo» i jedno «Chwała Ojcu...». Cztery części różańca są, zatem streszczeniem orędzia chrześcijańskiego, mówią, bowiem o Wcieleniu (cz. I), nastaniu, wraz z Chrystusem, Królestwa Bożego (cz. II), odkupieniu (cz. III) i wyniesieniu do chwały (cz. IV).

     Tajemnice radosne pomagają stopniowo zgłębiać prawdę, że Syn Boży stał się «Bogiem z nami», że zamieszkał w ludzkiej wspólnocie, stając się bratem każdego człowieka, przyjął na siebie ludzkie ciało i ludzki los.

   Tajemnice światła przedstawiają słowa i znaki Jezusa, który objawia Ojca, Jego hojność, miłosierdzie i miłość, Jego niesłychaną troskę o człowieka. Przez to objawienie Ojca i Jego miłości Chrystus ukazuje się jako "Światłość świata», jako ten, który «rzuca światło przez Ewangelię», a zarazem ogłasza, że wraz z Jego przyjściem nastało już królestwo Boże.

     W tajemnicach bolesnych odsłania się pełnia Bożej miłości, która jest silniejsza od całej potęgi zła, od lęku, pogardy i nienawiści.  Rozpamiętując w modlitwie te wydarzenia człowiek może sobie uświadomić za jak wielką cenę został wykupiony z mocy grzechu.

     Bóg pragnie, by wszyscy ludzie byli zbawieni i mogli razem z Maryją i wszystkimi świętymi cieszyć się życiem wiecznym w niebie. Ten Boży plan, wypełniony już wobec Maryi, rozważamy w tajemnicach chwalebnych.

     Wszystkie te wydarzenia są potwierdzeniem Bożych obietnic danych nam i są zapowiedzią naszej chwały. Pod koniec XIX wieku papież Leon XIII pisał, że Różaniec uczy mądrego przeżywania swojej codzienności (cz. I), swoich cierpień (cz. II) oraz nastawia na życie przyszłe (cz. III). Jan Paweł II uzupełnił to «antropologiczne» spojrzenie na różaniec, stwierdzając, że pozwala on pojąć prawdę o człowieku. Różaniec naprawdę 'pulsuje życiem ludzkim', by zharmonizować je z rytmem życia Bożego - napisał papież. Zatrzymując się w tej modlitwie nad tajemnicą Chrystusa, prawdziwego Boga i prawdziwego Człowieka, możemy jakby w zwierciadle Chrystusa i Jego świętego człowieczeństwa zobaczyć, rozpoznać i zrozumieć siebie i swoje życie.

     Jan Paweł II kończy swój list apostolski o różańcu gorącym wezwaniem: Modlitwa tak łatwa a równocześnie tak bogata, naprawdę zasługuje, by wspólnota chrześcijańska ponownie ją odkryła. I nieco dalej dodaje: Oby ten mój apel nie popadł w zapomnienie niewysłuchany!

NAUKA REKOLEKCYJNA  I

Niech Miłość Boga nas zachwyci!

            Żyjemy w epoce lęku i niepokoju. Boimy się przyszłości. Często myślimy o tym, co ona przyniesie. Świat domaga się od człowieka, aby żył ułudą, w kulcie różnych mitów, które rodzą się z ciała: kult pieniądza, seksu, alkoholu i innych używek, kłamstwa, przemocy, wróżbiarstwa, niewłaściwej pogoni za zaszczytami, kult sukcesu, sławy i młodości (por. Ga 5,20). Stąd rozterka, smutek i niepokój ludzkich serc. Stąd nieświadome, ale głośne wołanie o Ducha - Prawdy, Ducha – Pocieszyciela.

            Świat ułudy nie jest dziełem Boga, lecz dziełem ojca kłamstwa i tych wszystkich, których on omamił. Potrzeba nam przeżyć radość z odkrycia prawdy, że oprócz świata nierealnego, stwarzanego przez ludzi, by zwodzić innych, istnieje świat rzeczywisty – świat Boży.

            Najgroźniejszą formą ułudy jest ciągłe martwienie się o przyszłość, lub stałe wracanie do przeszłości. Rzeczywistość Bożego świata jest dostępna dla człowieka – „tu i teraz”. Bóg daje człowiekowi moc, aby chwilę obecną, jedynie rzeczywistą, wykorzystał w sposób twórczy. Jeśli natomiast, zamiast zajmować się tym, co ma w ręce, czyli rzeczywistością, usiłuje martwić się swoją przyszłością lub przeszłością, ciężar tego nierzeczywistego świata przygniata go do ziemi. Stąd tak wielu zmęczonych, zdenerwowanych, nieufnych i nieszczęśliwych ludzi.

            Opowiadano mi o pewnym człowieku: zdrowym, mocnym, żywotnym i aktywnym. Kiedy osiągnął 50 lat, zaczął się przygotowywać i zabezpieczać na drugie 50 lat. Cały czas myślał o swojej przyszłości. Wyszukiwał, zbierał i gromadził różne zioła. Potem starannie sortował je w wiązki i układał porządnie na półkach: osobno zioła na serce, osobno na wątrobę i żołądek. I mówił do swych bliskich: Teraz to się już żadnej choroby nie boję, bo każdą przepędzę na cztery wiatry. A kiedy miał już pełne półki ziół, a było to w samym środku hitlerowskiej okupacji, pewnej nocy przyszli i wyprowadziwszy do lasu, zastrzelili go. Odszedł w inny świat, ale zioła zostały. Stos suchych śmieci, jako obraz ludzkich starań, ludzkiej troski i wysiłku.

            Pan Jezus jako realista, dobrze znający serce człowieka, nie chciał, aby po Jego odejściu uczniowie żyli w świecie ułudy, dlatego powiedział, że nie zostawi ich sierotami, lecz pośle im Pocieszyciela – Ducha Prawdy, aby z nimi był zawsze. On będzie ich Obrońcą i Przewodnikiem. On ich uświęci w prawdzie. On ich wszystkiego nauczy i przypomni im wszystko, co im Pan powiedział. On ich pocieszy… Byli, bowiem smutni, gdyż czuli w sobie pewien kompleks zdrady Jezusa pod krzyże. Bali się także o to, że Chrystus odbierze im charyzmat apostolski. Lecz nic takiego się nie stało. Poczuli, że Chrystus nie tylko wybaczył im tchórzliwe zachowanie w godzinie Jego męki, ale zapewnił ich także, że da im moc świadczenia o Nim, posyłając Ducha Świętego, który pocieszy ich w smutku i sprawi, że z odwagą wyjdą głosić zmartwychwstałego Chrystusa. Stąd Kościół prosi Chrystusa: „Daj nam w tymże Duchu poznać co jest prawe i Jego pociechą zawsze się radować”.

            Istotnym warunkiem otrzymania innego Pocieszyciela” i „Ducha Prawdy” jest posiadanie miłości Boga i Chrystusa oraz zachowanie przykazań jako sprawdzian tej miłości. Wyraźnie mówi o tym Zbawiciel: „Jeżeli Mnie miłujecie, będziecie zachowywać moje przykazania. Ja zaś będę prosił Ojca, a innego Pocieszyciela da wam”.

            Pan Jezus daje nam lekarstwo, abyśmy nie żyli w świecie ułudy. Tym lekarstwem jest modlitwa. Słyszeliśmy przed chwilą w dzisiejszej Ewangelii: „O cokolwiek byście prosili Ojca, da wam w imię Moje”. Taka modlitwa dochodzi do głosu przede wszystkim w liturgii, gdzie polecamy Bogu swoje sprawy, przez Pana naszego Jezusa Chrystusa. Ale na pewno nie wystarczy sama formułka. Chrześcijanin może z ufnością zwracać się do Boga tylko w zjednoczeniu z Chrystusem. To zjednoczenie dokonuje się na zasadzie miłości, co Chrystus wyraźnie nam dzisiaj tłumaczy: „Nie mówię, że Ja będę musiał prosić Ojca za wami. Albowiem Ojciec sam was miłuje, bo wyście Mnie umiłowali. Umiłować Chrystusa, to znaczy – umiłować to wszystko, co On umiłował, nade wszystko zaś wolę Bożą. Nie prosi się wówczas o nic, co byłoby sprzeczne z wolą Bożą. A więc wszelka prośba ma w takim razie szanse wysłuchania. Nie tylko dlatego, że przedmiot modlitwy zgadza się z wolą Bożą, ale że i sposób modlitwy będzie właściwy. Człowiek zjednoczony z Chrystusem jest w swojej modlitwie pokorny jak Chrystus i dlatego modli się skutecznie.

             Miłość jest istotą samego Boga. Z miłości zostaliśmy stworzeni i dla miłości żyjemy. Jeżeli miłość jest treścią i sensem naszego życia, to jej przedmiotem musi być Bóg. Zatem, każde nasze słowo winno być nacechowane miłością. Każdy czyn winien wypływać z miłości. Każdy trud i ofiara, winna być wyrazem miłości. Każdy dar materialny czy duchowy winien być z miłości. Całe nasze życie ma być miłością.

            Legenda mówi, że książę grecki Tygranes wraz z żoną Bereniką, dostali się do niewoli perskiej. Tygranes spostrzegł, że żona w miarę upływu czasu, w więzieniu, staje się coraz smutniejsza. Nie mogąc tego znieść, udał się do władcy perskiego z prośbą, aby za cenę jego życia zechciał uwolnić Berenikę.

            Szach wzruszony takim dowodem miłości, uwolnił ich oboje. Jednakże przed wypuszczeniem na wolność, oprowadził ich po swoim pałacu. Pokazał im swe liczne bogactwa, zbiory złotych naczyń, złotem zdobione stroje, drogie kamienie i inne kosztowności.

            Tygranes zapytał potem żony, czy podobały się jej bogactwa szacha, bo on sam był nimi olśniony. Berenika jednak odrzekła, że niczego nie widziała. Jakże to możliwe Bereniko, na co więc patrzyłaś? – zapytał. Na ciebie kochany mężu, odpowiedziała Berenika. Wzruszona dowodem twojej miłości, że chciałeś oddać życie za mnie, ja niczego poza tobą nie widziałam. Patrzyłam tylko na ciebie!

            Gdy patrzymy ka krzyż Chrystusa, winniśmy sobie uświadomić, że On nie tylko chciał oddać za nas życie, ale rzeczywiście je oddał. Uczynił to z wielkiej miłości do człowieka. Stąd, Miłość Chrystusa winna: olśnić nasze oczy, poruszyć naszą wyobraźnię, otworzyć nasze serca, abyśmy odpowiedzieli Mu miłością na miłość.

 

 

NAUKA REKOLEKCYJNA II

 

Współcierpię z Chrystusem

                 Bolesne doświadczenia ludzkie nieobce są żadnemu i żadnej z nas. Potrafią one nie tylko nadwyrężyć nasz organizm, bo to w świetle wiary nie jest jeszcze największą tragedią, ale potrafią nadwyrężyć nasze zaufanie do Pana Boga i do drugich ludzi. A przecież w tym wysiłku zmagania się z tym, co trudne i niekiedy beznadziejne pomaga nam Bóg, pomagają nam inni ludzie.

         Święty Jan Paweł II, którego wszyscy kochamy, a który uczył nas jak ufać Bogu i ludziom w cierpieniu, podczas swego pierwszego pobytu w Polsce, właśnie w Częstochowie, powiedział do chorych i cierpiących słowa pełne ciepła i otuchy: „To Wy stanowicie szczególny Kościół w Kościele cierpienia. I w tym Kościele cierpienia Chrystus jest szczególnie obecny”. Tę myśl Papieża można by nieco rozwinąć i powiedzieć tak: To Wy, kochani, walczący z chorobą i cierpieniem, także tym duchowym, stanowicie najdroższą, najcenniejszą cząstkę naszej parafii. A wiecie, dlaczego? Bo Wy nam przedstawiacie największą świętość, najświętszą tajemnicę i rzeczywistość naszej religii. Przedstawiacie nam Jezusa Chrystusa ukrzyżowanego, ale i zarazem zmartwychwstałego. Obyście i Wy, drodzy Parafianie, w ten sposób spojrzeli na swoje cierpienie, jako na coś najświętszego w waszym życiu coś, co pozwoli Wam duchowo dojrzeć. Byście patrząc tak, nigdy nie ulegali rozgoryczeniu, apatii i rozpaczy, wierząc głęboko, że Bóg pozwoli Wam pokonać chorobę i związane z nią cierpienia, że pozwoli Wam wrócić całkowicie do upragnionego zdrowia.

         Zaciska nieraz człowiek z bólu zęby a nawet i pięści i pyta: dlaczego? Dlaczego ja cierpię? Trudność odpowiedzi na to pytanie polega na tym, że właśnie to, co utrudnia naszą wiarę, mianowicie cierpienie, nie może być zrozumiane inaczej, jak tylko przez religijną wiarę.

         Bo przecież Pan Bóg nie chciał dla człowieka cierpienia, dlatego go w raju umieścił. Z chwilą jednak, kiedy pierwszy człowiek podniósł bunt przeciw swemu Stwórcy i Dobroczyńcy, a tym samym przeciw własnemu, szczęśliwemu przeznaczeniu, cierpienie weszło w ludzki świat i stało się nieodłącznym towarzyszem człowieka.

         I sam Pan Jezus pierwszy podjął krzyż cierpienia, aby na nim dobrowolnie odbyć pokutę za grzeszną ludzkość. I w ten sposób cierpienie przestało być przekleństwem, a stało się dla człowieka szansą i zasługą. W ten sposób każdy cierpiący człowiek może połączyć swe cierpienia z cierpiącym Chrystusem i zbawiać świat. Stąd, człowiek chory nigdy nie będzie niepotrzebny! On może więcej dla świata zdziałać swoją ofiarą życia, niż rozchwytywany i kochany przez wszystkich – zdrowy i młody uczestnik życia społecznego.

         Bardzo często Chrystus na kartach Pisma świętego życzy sobie, abyśmy byli do Niego podobni, byśmy Go naśladowali. Myślałem nad tym dość długo przygotowując tę naukę. Rzeczywiście nie jest łatwo upodobnić się do Chrystusa. Nawet my kapłani, nie potrafimy tak pięknie i mądrze nauczać jak Chrystus. Nie potrafimy chleba rozmnażać, choć ta umiejętność bardzo by nam się przydała, by pomóc ubogim. Nie potrafimy chorych uzdrawiać, umarłych wskrzeszać – jak On! Ale cierpieć, smucić się, płakać, krzyż swój dźwigać – potrafisz droga Siostro i Bracia, tak jak On! I to jest właśnie to podobieństwo, którego żąda od Ciebie Chrystus.

          Co tu dużo mówić! Jesteście, drodzy Cierpiący bohaterami codzienności, znosząc mężnie codzienne swe cierpienia. Swoim przykładem, pełnym zaufania Bogu, odwagą dawania świadectwa w walce z chorobą i cierpieniem, nie tylko fizycznym, ale i psychicznym, służycie innym, może mniej odważnym. Dzielicie się swoim doświadczeniem, podtrzymując ich na duchu. Pan Bóg to docenia i Wam błogosławi, udzielając obficie swoich łask i ukazując sens cierpienia. Wy o tym wiecie i dlatego szukając w Bogu oparcia, prosicie Go o dar zdrowia, zawierzając swoje życie Matce Najświętszej, która najlepiej rozumie, czym jest cierpienie.

          Drodzy Parafianie, krzyż cierpienia jest świadectwem Waszej wierności. Pan Jezus był nam wierny aż po krzyż. Dochowajmy Mu wierności. Nietrudno dochować wierności, gdy się jest zdrowym i ma się to, czego codzienne życie wymaga. Wierność jednak wykazuje się na krzyżu i krzyżem się poświadcza. Wiernego żołnierza odznacza się krzyżem. Poznajemy także wierność krzyżowi po bliznach i ranach. Pozna Cię po nich Pan Jezus. Zobaczy na Twoim sercu krwawe blizny cierpienia, zobaczy duszę łzami zroszoną, zobaczy Twoje ramiona krzyżem odgniecione i powie Ci: dobrze sługo dobry i wierny. Byłeś, byłaś uczestnikiem mojego krzyża, stań się uczestnikiem mojej chwały. Tak, chwały! Bo skoro z Nim cierpimy, to po to, by wspólnie z Nim mieć udział w chwale. Nie ma innej drogi do chwały. W epopei narodowej „Dziady" Adama Mickiewicza czytamy: „Według Bożego rozkazu, kto na ziemi nie cierpiał ni razu, ten po śmierci nie może być w niebie”.

          Gdy Jezus stawia przed nami krzyż w postaci cierpienia, to znaczy, że chce od nas daru. Św. Teresa od Dzieciątka Jezus, przez całe życie przecież chorowita, stwierdza: „Jezus chce, byśmy się do krzyża uśmiechnęli. Żebrze o naszą miłość wypróbowaną cierpieniem, by móc nam powiedzieć – oto zostaliście przy mnie w godzinach próby. Gdy Jezus stawia przed nami cierpienie, pomaga nam odrywać się od ziemi, wyżej sięgać wzrokiem, pamiętać że ziemia jest tylko miejscem przejściowego pobytu”. Dlatego tak często ludzie ubodzy i cierpiący są bliżsi Jezusa niż inni, bo ból ich podnosi, bo ból ich oswobadza i czyni większymi.

           Ciężki krzyż jest bardzo często wstępem do wielkiego napływu łaski. Na skutek cierpienia dusza nieraz szybko dojrzewa. Wielkie cierpienia mogą jednym szarpnięciem łaski nakłonić duszę do zupełnego nawrócenia. Taki człowiek już wie, po co żyje i wie dlaczego przyszło mu razem z Chrystusem cierpieć.

           Zresztą, Pan Jezus nigdy nie obiecywał nam dobrobytu, ziemskiego powodzenia. Wprost przeciwnie! Powiedział: „Kto chce iść za Mną, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje”. Przyjdzie kiedyś taki czas, może to będzie już na tamtym świecie, kiedy zrozumiesz, że najcenniejszym skarbem Twego życia, nie był Twój mąż czy Twoja żona, ani nie były nim Twoje dzieci, czy też osiągnięcia zawodowe, zdrowie, dostatek, ale te chwile, które spędziłaś czy spędziłeś we łzach i cierpieniu. Bolesne są to godziny, ale jak napisał św. Paweł: „Cierpień teraźniejszych nie można porównać z chwałą, która ma się w nas objawić”. Obyśmy tych godzin krzyżowych nie zmarnowali przez bunt, szemranie i narzekanie.

           A więc nie pytaj, za co mnie Pan Bóg karze zsyłając cierpienie? Może w ten sposób Bóg pragnie się do Ciebie zbliżyć! Jako kapłan wiem, że nie każde serce otwiera się w cierpieniu i chorobie na Pana Boga. Nieraz to serce jeszcze szczelniej zamyka się przed Bogiem. Bo jest faktem, że z cierpienia i choroby można wyjść lepszym lub gorszym. Otóż, cóż na to można odpowiedzieć? Ano to, że w każdym człowieku jest jakiś procent złota i jakiś procent słomy. A ból jak ogień, który spala słomę, a doświadcza i hartuje złoto. Jeżeli człowiek pozwala zniszczyć cierpieniu swoją wiarę, nadzieję i miłość, znaczyłoby to, że był tylko wiechciem słomy. Jeżeli wychodzi z cierpienia lepszym, z utwierdzoną wiarą, nadzieją i miłością, znaczy to, że złoto wzięło górę nad słomą. O takich ludziach mówi się: to jest złoty człowiek. A czy Twoje serce, otwarło się w cierpieniu na Boga? Może nieraz bunt szarpie i Twoim sercem i w ten sposób trwasz w bolesnej próżni. Może w swym cierpieniu czujesz się samotna, więc pogniewana na świat cały odtrącasz od siebie nawet Boga. Szarpiesz się na swoim krzyżu, a ten sposób jeszcze boleśniej rozrywasz swoje rany.

           Jest takie opowiadanie, że pewien zakonnik niósł ze studni do swego klasztoru wiadro wypełnione wodą. Przy każdym jego kroku, woda nalana po sam wierzch rozchlapywała się po ziemi. Spotyka go jakaś prosta kobieta i dziwi się: jakżesz ty tę wodę niesiesz braciszku? Nie umiesz sobie poradzić? Schyliła się, podniosła z ziemi dwa kawałki drewna, położyła je na powierzchni wody i woda przestała się rozlewać.

           Może i Twoja dusza po sam wierzch wypełniona jest cierpieniem i udręką? Może i w Twoim sercu przelewają się obfite strumienie łez? Rzuć tedy te dwa kawałki drewna, ten obraz krzyża na wzburzone fale udręki, a zobaczysz uspokoi się serce, ustąpi smutek, powróci jasność i pogoda myśli, bo przypomnisz sobie, że na swym krzyżu nie jesteś sama, ale razem z Tobą i dla Ciebie cierpi Jezus Chrystus.

           Swoje cierpienia trzeba ofiarować w jakiejś intencji, szczególnie za naszych bliskich, których kochamy, a którzy tyle nam, na co dzień okazują serca. Cierpienie nieofiarowane Bogu w jakiejś intencji jest beznadzieją, tragedią, nonsensem. Ofiarowane, staje się szansą doskonalenia świata, jego odrodzenia, jego zbawienia. Jeśli odepchniemy krzyż, załamie się nasze życie, bo krzyż jest jego podbudową. Na nim zawisł Zbawiciel. On to niesie zbawienie! On musi i nas dźwignąć i wszystkie dobre dzieła na nim wspierać się muszą.

           Zakończmy to rozważanie smutnym może nieco stwierdzeniem, ale wydaje mi się, brzmiącym jak swoistego rodzaju przestroga, memento dla każdego człowieka: Kto szuka Chrystusa bez krzyża, ten znajdzie krzyż bez Chrystusa!

 

 

NAUKA REKOLEKCYJNA III

\

 

Jesteśmy powołani do świętości

             Czasy, w których przyszło nam żyć nie są łatwe ani proste. Potężny kryzys spowodowany pandemią ogarnia coraz to nowe dziedziny życia. Wydaje się, że pogrążamy się w jakiejś dziwnej beznadziei, że nie widać rozsądnego wyjścia z krytycznych sytuacji, które wciąż się mnożą. Chcemy naprawiać nasze narodowe życie, lecz zapominamy, że wartości narodu nie można sprowadzać wyłącznie do jego doczesnej pomyślności. Kościół nieustannie uczy, że obok ciała – naród, podobnie jak człowiek ma również swoją duszę, stąd i swoje wartości duchowe. A te duchowe wartości narodu mogą się rozwijać niezależnie od jego doczesnej pomyślności. Dla nas Polaków, te duchowe wartości narodu wiążą się z wartościami chrześcijańskimi. Te, więc wartości należy rozwijać, gdyż jak mówi poeta – „gdy narodu duch zatruty, to dopiero bólów ból”.

           Czas Wielkiego Postu wzywa nas do rozliczenia się z tego, w jaki sposób chronimy nasze wartości duchowe przed złym wpływem świata. Kto ma na uwadze perspektywę swego wiecznego życia w niebie, nie może stracić ani jednej godziny na głupstwa, przeznaczając swoje ręce, nogi, oczy, uszy, usta dla czynienia zła. Nie może sobie sam szkodzić.

         Przed dworcem kolejowym oparta o płot stoi kobieta. Jeszcze młoda a już zniszczona. Czeka na klienta, sprzedała swoje ciało. Kilka lat wcześniej chętnych było wielu, a dziś jest obiektem wyzwisk, drwin i wulgarnych docinków. Zniszczyło ją własne ciało. Nie umiało otoczyć go szacunkiem. Dziś już nikt jej nie szanuje. Kto umie z szacunkiem spojrzeć na swoje ciało, potrafi również otoczyć szacunkiem ciało drugiego człowieka. Jeśli wyciągnie do niego rękę, uczyni to w tym celu, by wzajemnie się ubogacać, a nie po to, by się niszczyć.

         Rozważając to rekolekcyjne przesłanie, trzeba nam zapytać: co czynić, aby naśladować naszych świętych Patronów w ich umiłowaniu Boga i człowieka? Pan Jezus daje nam wciąż wskazówki. Mówi, by iść za Nim, wziąć swój krzyż i naśladować Go, gdyż jest On: drogą, prawdą i życiem. Odkryjmy tę drogę. Zawiera ona trzy zasady.

Zasada pierwsza wyraża się w słowach: „Bo gdzie jest skarb wasz, tam będzie również wasze serce”. Co jest dla nas skarbem? Kto kocha się w zbieraniu pieniędzy i innych cennych rzeczy, kto pokłada ufność w nich, znajduje swe serce i swoją miłość w nagromadzonych bogactwach. A co będzie, gdy przyjdzie złodziej, powódź, pożar lub trąba powietrzna i postrada majątek? Straci sens wszystkiego! Będzie się czuł samotny i nieszczęśliwy, a jego serce nie znajdzie ukojenia. Skarbem naszym winny być inne, duchowe, a więc niematerialne wartości. Ale jakżesz dziś są one niecenione, wzgardzone. A przecież jedynie one mogą dać człowiekowi prawdziwe, a nie iluzoryczne szczęście, które wytycza człowiekowi drogę do nieba.

Zasada druga to czujność. Życie nasze jest czekaniem na przyjście Pana, na spotkanie z Nim w chwili śmierci. Od tego spotkania zależy nasza szczęśliwa wieczność, nasze do nieba wzięcie. Stąd czujność jest nieodzowna.

Zasada trzecia to odpowiedzialność za życie i za dary w tym życiu otrzymane. Stopień tej odpowiedzialności jest różny, „bo komu wiele dano, od tego wiele wymagać się będzie”. Bóg inaczej sądził będzie kapłana, a inaczej biednego pijaczynę, który w swym życiu z różnych względów nie poznał woli Bożej. Inaczej będzie sądził chrześcijanina, który Go poznał, a inaczej pigmeja, który żyjąc zgodnie z sumieniem, nie uświadamiał sobie w pełni powołania, jakim Bóg obdarzył człowieka. Czy nie należy się wstydzić, że katolickie narody przewyższają w nieuczciwości, barbarzyństwie i nienawiści te, które nie znają jeszcze Chrystusa?

           Chrześcijanie zagubili jasny i wzniosły cel życia, jakim jest: świętość, niebo i wieczne w nim szczęście. Trzeba nam się wciąż uczyć sztuki życia i to nie tyle od „mądrali tego świata”, ale od ludzi świętych, którzy swą mądrość czerpali z nauk najlepszego Mistrza – Jezusa Chrystusa. Kościół nas uczy, że chrześcijaństwo to nie pośmiertna ubezpieczalnia na życie w niebie, bilet do raju, zbiór złotych myśli czy paru formułek modlitewnych i gestów liturgicznych. Chrześcijaństwo to życie w pełnych jego wymiarach. To życie z Chrystusem, przez Chrystusa i w Chrystusie, który stawia nam poważne wymagania, a które należy na serio potraktować. Stąd życie nasze wymaga myślowej koncentracji na tym, co najważniejsze i wierności zasadom. Bo życie ludzkie nie jest grą na niby, ale wielką rzeczywistością, od której zależy nasza wieczność!

           Ludzie naprawdę wielcy umieją dobrem wypełnić swoje życiowe powołanie. Doskonale rozumieją, że tyle dobra stworzy się wokół siebie, ile przede wszystkim stworzy się w sobie samym. I przeogromna ich liczba utworzyła w sobie to ogromne bogactwo cnót, którego końcowym, logicznym efektem była świętość życia. Należy jednak pamiętać, że siłą twórczą, która pozwoliła im ten błogosławiony owoc uzyskać była miłość. Stąd wniosek: Taki jest człowiek, jaką jest jego miłość.

           Czy wiesz jak powstają cenne perły i diamenty. Perła to ziarnko piasku, które dostało się do ostrygi i z biegiem czasu, na skutej jej wydzielin, rozwinęło się i powiększyło, stając się cenną kuleczką. A diament? To po prostu węgiel, który pod wielkim ciśnieniem i w wielkiej temperaturze, w sercu ziemi staje się klejnotem.

           Nasze zwykłe sprawy i zajęcia też mogą być cennymi diamentami i perłami pod ciśnieniem nieba i w żarze miłującego Boga. Mogą stać się naszym umiłowanym skarbem, który z pewnością spodoba się Bogu. Oby Bóg mógł na spotkaniu z nami powiedzieć: Mój kochany skarbie, moja droga perło, umiłowało cię moje Boskie serce. Wejdź do Mego Domu, który przygotowałem ci dla twego wiecznego szczęścia. Amen.

Rachunek sumienia - na Wielki Post i nie tylko

Wielki Post to czas intensywnej pracy nad sobą oraz szczególna okazja do pojednania z Bogiem w sakramencie pokuty. Księża naszej diecezji opracowali kompendium dla spowiadających się przypominające warunki dobrej spowiedzi oraz proponujące krótki rachunek sumienia. Zachęcamy do skorzystania z tej pomocy!

PIĘĆ WARUNKÓW DOBREJ SPOWIEDZI

1. Rachunek sumienia. Sumienie jest najważniejszym ośrodkiem, sanktuarium człowieka, gdzie człowiek może przebywać sam na sam z Bogiem i wsłuchiwać się w Jego głos. W rachunku sumienia nie chodzi o przeczytanie pytań, ale o to, by zajrzeć w głąb własnego serca, odkryć swoje najskrytsze pragnienia, prawdziwe motywacje działania i powody wyrządzania zła. Rachunek sumienia polega na skonfrontowaniu własnego życia z prawem Bożym i osądzeniu, czy nie sprzeciwiłem się Ewangelii moją myślą, mową, uczynkiem lub zaniedbaniem.

Do rozwoju wiary i skutecznej walki z grzechem konieczny jest regularny, codzienny rachunek sumienia. Zachęca się, by codzienny rachunek sumienia zaczynać od dziękczynienia Panu Bogu za otrzymane dary. W rachunku sumienia chodzi nie tylko o przypomnienie sobie grzechów popełnionych od ostatniej spowiedzi, powinien to być czas badania własnego sumienia i świadomości naszej wiary.

2. Żal za grzech jest jasnym i zdecydowanym odrzuceniem popełnionego grzechu i postanowieniem niegrzeszenia na przyszłość z miłości do Boga. Doskonały żal za grzechy ma miejsce wtedy, gdy z miłości do Jezusa żałujemy za krzywdy, które swoim grzechem wyrządziłem Chrystusowi, przez co On cierpiał za mnie. Żal niedoskonały związany jest z lękiem przed konsekwencjami grzechu i narażeniem się na wieczne potępienie.

3. Postanowienie poprawy nie jest obietnicą, że już nigdy nie zgrzeszę. Natomiast bardzo ważne jest konkretne postanowienie, jak będę pracować nad danym grzechem w najbliższym czasie. Musimy jednak pamiętać, że sami z siebie jesteśmy za słabi, by poradzić sobie z naszymi grzechami. Postanowienie poprawy, jeśli ma być prawdziwe i skuteczne, musi opierać się o Bożą pomoc. Konkretne postanowienie i Boża łaska to warunki konieczne, by wychodzić z ciągle powtarzanych na spowiedzi grzechów.

4. Szczera spowiedź. W czasie spowiedzi wyznajemy grzechy popełnione świadomie, dobrowolnie i w ważnych sprawach. Grzech ciężki, nazywany również śmiertelnym, jeśli nie zostanie odpuszczony, pociąga za sobą karę wieczną. Grzech powszedni nie pozbawia nas łaski uświęcającej. Grzechy lekkie zasługują na zwykłą karę doczesną (to znaczy częściową i możliwą do odpokutowania na ziemi lub w czyśćcu. Trzeba nam pamiętać, że spowiadamy się przed Bogiem, a kapłan jest tylko Jego narzędziem.

5. Zadośćuczynienie jest końcowym aktem, który wieńczy sakrament pokuty. Żadna ludzka cena, żadne nasze działanie, nie może wyrównać tego, co otrzymaliśmy. Jest to moment, by nie tylko odprawić zadaną przez kapłana pokutę, zazwyczaj bardzo symboliczną i niewspółmierną do naszej winy. Ale bardzo ważne jest naprawienie zła, jakie wyrządziliśmy drugiemu człowiekowi. Oprócz modlitwy, zadośćuczynienie powinno obejmować uczynki miłości, miłosierdzia i wynagrodzenia.

 

KILKA WSKAZÓWEK:

- Często w naszych kościołach mamy możliwość spowiedzi podczas Mszy świętej. Zaczyna się Ewangelia albo kazanie, więc "ustawiamy się w kolejce do konfesjonału". Jaka oszczędność czasu, dwa sakramenty w tym samym czasie. Jednakże nie jest dobrze, jeśli regularnie korzystamy ze spowiedzi z nastawieniem "dwa w jednym". Warto zaplanować więcej czasu na spowiedź i przyjść do kościoła 20-30 minut przed Mszą, by wyspowiadać się bez pośpiechu, w atmosferze ciszy i skupienia lub w innym momencie kiedy jest spowiedź.

- Miejmy w pamięci, że kapłan w konfesjonale, jak każdy człowiek, miewa lepsze i gorsze dni. Szczególnie w okresach przedświątecznych księża spędzają w konfesjonale długie godziny, spowiadają jedną osobę po drugiej. Niech naszą spowiedź poprzedza modlitwa w intencji księdza, który posługuje nam w tym sakramencie. Prośmy dla niego o światło Ducha Świętego, łaskę cierpliwości i mądrości.

 

RACHUNEK SUMIENIA

Moje odniesienie do Boga

Czy Pan Bóg jest w moim życiu na pierwszym miejscu? Czy potrafię zrezygnować ze swoich planów i ambicji oraz tych znajomości, które oddalają mnie do Boga?

Czy Boże prawo jest dla mnie ponad prawem ludzkim?

Czy modlę się codziennie? Czy potrafię dziękować Panu Bogu w swojej modlitwie i uwielbiać Go (a może moja modlitwa to tylko prośby i błagania)? Czy czytam Pismo Święte, w którym Pan Bóg mówi do mnie osobiście? Czy nie wzywałem imienia Pana Boga bezmyślnie, bez szacunku, w żartach lub złości? Czy przyjmuję Komunię św. bez grzechu ciężkiego? Czy dotrzymałem złożonej Bogu przysięgi, ślubu?

Czy w każdą niedzielę i święta nakazane uczestniczę we Mszy św.? Czy w niedziele wykonuję prace niekonieczne. Czy dbam o materialne potrzeby Kościoła?

Na ile staram się pogłębiać swoją wiarę? Czy wystrzegam się przesądów, wróżb, horoskopów, amuletów?

Czy spowiadałem się i w okresie wielkanocnym przystępowałem do Komunii świętej?

Moje odniesienie do innych ludzi i samego siebie

Czy w myślach, mowie i uczynkach odnoszę się z szacunkiem do swoich rodziców oraz innych osób starszych? Czy potrafię przeprosić? doceniam pracę rodziców oraz dziękuję za ich poświęcenie? Jeśli są w podeszłym wieku albo chorują, czy otaczam ich opieką i wspieram materialnie?

Jak wychowuję swoje dzieci? Czy jestem dla nich wzorem do naśladowania? Czy jednoznacznie mówię i swoim przykładem pokazuję, co jest dobre a co złe? Jak reaguję na grzech swoich dzieci: gdy oszukują w szkole, żyją bez ślubu, zarabiają nieuczciwie pieniądze? Czy nie wtrącam się za bardzo w życie małżeńskie syna lub córki np. w sposób wychowywania dzieci?

Czy nie zadawałem innym cierpienia fizycznego, psychicznego? Czy nie wyśmiewałem innych? Czy potrafiłem wybaczyć tym osobom, które wyrządziły mi krzywdę? Czy nie życzyłem komuś czegoś złego? Czy modlę się za osoby wrogo do mnie nastawione?

Czy nie dokonałem/nie dokonałam aborcji? Czy nie używam metod lub środków antykoncepcyjnych? Czy nie stosowałam środków wczesnoporonnych? Czy nie przyczyniłem się wprost albo poprzez zachętę, radę, wypowiadanie fałszywych opinii lub milczenie do śmierci nienarodzonego dziecka? Czy dokonywałem prób zapłodnienia metodą in vitro?

Czy nie stwarzam niebezpieczeństwa na drodze poprzez nieostrożną jazdę, brawurę, zbytnią pewność siebie? Czy nie narażałem życia swojego i innych poprzez niebezpieczne sporty, lekkomyślne zachowanie? Czy nie szkodzę swojemu zdrowiu poprzez picie alkoholu, palenie papierosów, zażywanie narkotyków, środków odurzających itp?

Czy nie podejmowałem współżycia seksualnego przed ślubem? Czy nie mieszkałem/nie mieszkam z drugą osobą w wolnym związku, konkubinacie?

Czy modlę się za swojego małżonka? Czy dbam o wspólną modlitwę w rodzinie, Mszę i Komunię św.? Czy nie unikam szczerych lub trudnych rozmów ze współmałżonkiem?

Czy szczerze kocham męża/żonę? Czy daję wyraz swojej miłości wobec współmałżonka przez okazywanie czułości, słowo, gesty, postawę służby wobec niego? Czy nie prowokuję kłótni, sprzeczek?

Czy potrafię powstrzymać się od współżycia, gdy wymaga tego sytuacja? Czy w trakcie współżycia nie narzucam współmałżonkowi postaw, czynności i gestów, na które on nie wyraża zgody albo które nie są zgodne z nauczaniem Kościoła?

Czy nie rozbudzałem swoich fantazji erotycznych? Czy nie stwarzałem okazji do grzechu poprzez szukanie i oglądanie pornograficznych filmów, zdjęć, czytanie tekstów, wykonywanie telefonów erotycznych , które mogłyby mnie pobudzić seksualnie? Czy nie masturbowałem/am się? Czy nie popełniłem grzechu przeciw VI przykazaniu z osobą nieletnią bądź osobą tej samej płci?

Czy nie ukradłem czegoś? Czy pensje należne swoim pracownikom wypłacałem w terminie i godziwej wysokości? Czy nie wykorzystywałem czasu, pieniędzy lub środków służbowych do prywatnych celów?

Czy potrafiłem się dzielić moimi dobrami z innymi? Czy dawałem jałmużnę? Czy zachowuję nakazaną wstrzemięźliwość od pokarmów mięsnych we wszystkie piątki całego roku oraz post w dni wyznaczone przez Kościół?

Czy nie kłamałem? Czy zdarzyło mi się mówić nieprawdę o drugim człowieku? Czy nie rzucałem na inne osoby bezpodstawnych lub fałszywych podejrzeń, plotek, oszczerstw?

Czy nie obrażałem kogoś przez Internet? Czy nie zaniedbuję swoich obowiązków, pracy, snu i odpoczynku poprzez ciągłe spędzanie czasu przed Internetem, grami komputerowymi? Czy z lenistwa i wygody nie odkładam ważnych prac i decyzji?

 

                           DROGA  KRZYŻOWA

                                       „Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Tobie,

                                        Żeś przez Krzyż i Mękę Swoją świat odkupić raczył”.

 

                          I. SKAZANY NA ŚMIERĆ

 

Jezu! zelżony, udręczony, sądzony w pretorium Piłata,

widziałeś fałszywych oskarżycieli i świadków,

nienawistny tłum, sędziego tchórzliwego i …

wszystkie pokolenia świata.

 

Chrystusie, Baranku cichy i pokorny,

Królu Wszechświata,

kiedy stałeś przed Piłatem –

odbywał się Boży sąd nad światem.

 

Widziałeś tych, co dziś łamią Boże Prawo,

owładnięci podszeptami szatana

skazują na mękę i śmierć niewinnych,

ustanawiają pokrętne diabelskie prawa.

 

I tych widziałeś, co niegodni Twojego Imienia,

dla kariery i sukcesu uśpiwszy sumienie,

czyniąc gest piłatowy, wydają niesprawiedliwe wyroki,

podpisują piekielne ustawy.

 

Także tych miałeś przed oczami,

co letni i nijacy, stojąc z boku

czekają, aż inni „coś zrobią”,

bo tak cenią tzw. święty spokój.

 

Przez Twoje za nas na mękę ofiarowanie,

w tamtym bolesnym dniu Panie cierpiałeś

i nadal cierpisz za niesłusznie skazywanych,

ale także tchórzy, ustępliwych i zakłamanych.

 

O mój Jezu, przebacz i bądź miłosierny –

przez boleść Matki i tych co trwali Wierni –

ulecz dusze z uległości pokusom,

skrusz serca harde, zbudź sumienia głosy,

ucz w spokoju i pokorze przeciwności znosić,

bądź nam wzorem mężnej miłości.

 

 

 

                   II. OBCIĄŻONY KRZYŻEM

 

Zaczyna się, umiłowany Panie

droga na Golgotę – miejsce kaźni.

Oto nauka dla nas jak umierać

i jak śmierci czoło stawiać.

 

Wielu chce dziś chrześcijaństwa bez wymagań,

bez poświęcenia, bez Eucharystii i sakramentów,

bez wyrzutów sumienia, z poczuciem,

że nikogo nie zabili, nie skrzywdzili, nie okradli.

 

Uciekamy przed bólem, cierpieniem,

tchórzymy, bo nie mamy Twojej odwagi,

oślepiamy oczy duszy mirażami

wymyślonych, szklanych seriali.

 

Życie nasze się nie kończy,

ale się zmienia.

Nikt, kto jest z Twojej owczarni,

nie uniknie cierpienia.

 

Przez krzyżowe rany na Twoich ramionach,

Ojcze Miłosierdzia, ulecz rany,

które zadaliśmy naszym duszom

w lenistwie duchowym trwając latami.

 

 

                 III. UPOKORZONY UPADKIEM

 

Upadasz okrutnie zmęczony Panie, pod ciężarem –

przez nasze niegodziwości – obciążonego krzyża,

Twoje bóstwo do prochu ziemi się zniża,

ale krzyż podnosisz i z miłością znów bierzesz

na Swoje poranione ramiona.

 

A nam krzyż wierności Twemu Prawu ciąży,

porzucamy go chętnie na naszych drogach.

Daj mi Jezu łaskę, bym podnosząc się z kolan grzechu,

trzymała się mocno mojego krzyża

nawet, jeśli pod jego ciężarem osłabnę.

 

                  IV. SPOTKANIE Z MATKĄ

 

W tym spotkaniu zbolałej Matki z cierpiącym Synem

taka była bliskość, miłość i zrozumienie,

że mogłyby ożywić na krzyżowej drodze

zimne i martwe kamienie.

 

Spotykamy dzisiaj wiele polskich matek,

które na swych wątłych barkach, dźwigają

krzyże dzieci, układających życie bez prawdy,

że bez Boga, ani do proga.

 

Biedne, w sidła grzechu zaplątane dzieci,

którym Książe Ciemności świeci,

one sercem nie spotykają już swoich matek,

które nie wybiegają im sercem naprzeciw.

 

O, Matko moja, bolejąca z umęczonym Synem,

uproś łaskę, byśmy spotykając Cierpiącego Jezusa

pokrytego ranami, widzieli Go tak i kochali,

jak Ty patrząc wiary i miłości oczami.

 

 

 

               

                   V. PRZYMUSZONY SZYMON

 

Wracał z pola do domu Szymon z Cyreny,

myśląc o drobnych codziennych troskach,

kiedy Panie, pojawiłeś się na jego drodze

z Twoim Krzyżem, bólem i ranami.

 

Pewnie poszedłby w swoją stronę,

gdyby nie był przymuszony

ulżyć w dźwiganiu znaku hańby

umęczonemu Skazańcowi.

 

Mógł nieść pomoc z niechęcią,

obojętny wobec Ciebie,

ale spojrzawszy w oczy Boga-Człowieka,

poczuł cząstkę Jego bólu w sobie.

Cyrenejczyk wybrał cierpienie z Tobą Jezu

i dlatego imię jego jest powtarzane

na całej ziemi z szacunkiem.

I tak będzie do końca wieków.

 

A ja Panie ? Co robię, kiedy Ty,

w moim bliźnim skrzywdzony,

przechodzisz obok mnie ?!

 

 

 

                       VI.WERONIKA

 

Nagrodziłeś, Boski Zbawicielu, Weronikę

za jej miłość, odwagę i wiarę,

zostawiając na jej chuście –

obraz Twojej drogiej Twarzy zbolałej.

 

Dzisiaj Twoje dzieci, Panie,

już bez wyrzutów sumienia,

zdejmują ze ścian Twoje wizerunki,

usuwają znak Twojego krzyża – znak Zbawienia.

 

Jak odbita na chuście Twoja

święta Twarz Zbawiciela,

tak trwasz Jezu

w swoim Kościele.

 

Obdarz nas jak Weronikę,

Obliczem Twoim w naszych duszach,

byśmy wytrwali w wierności

i głębokiej wierze.

 

 

 

                   VII. PORANIONY UPADKIEM

 

Znów upadasz na ziemię pod nogi

gawiedzi szydzącej z Twojej męki,

poraniony upadkiem znosisz upokorzenie,

by odkupić upokarzanych i tych

co – na wszelkie sposoby – zadają cierpienie.

 

Ale dźwigasz się, Panie, i – dla naszego zbawienia –

wracasz na krzyżową drogę przez mękę.

Prowadzą Cię Jezu, jak spętanego baranka,

w wielkim zgiełku obelg i tłuszczy złorzeczenia,

co bez litości w stwardniałych sercach, bez zmiłowania.

 

Tyle jest dziś dusz poranionych grzechem,

człowiek sam wciąż zło wybiera,

a Ty –  mając ręce związane naszą wolną wolą –

zniżasz się do poranionych upadkiem,

kiedy tylko o to poproszą.

 

Ucz mnie naśladować Twoje drogi,

nie okazywać słabości, z grzechów się dźwigać.

Ucz łączyć moje malutkie cierpienie

z Twoim cierpieniem doskonałym

i ofiarować je za poranionych i siebie samą.

                  

 

 

                 

                   VIII. POCIESZAJĄCY PŁACZĄCE

 

Jezu, poranione Miłosierdzie !

W tłumie oprawców i gapiów spostrzegasz

wrażliwe dusze – niewiasty płaczące

świadome popełnianego grzechu,

Bożej sprawiedliwości się lękające.

 

Opuszczony i zdradzony, nad ich żalem się pochylasz,

napominasz, uczysz i pocieszasz.

Dźwigając krzyż naszych grzechów,

o wiecznym zbawieniu przypominasz.

 

Poraniony człowiek naszego wieku,

często płacząc nad innymi,

nie dostrzega potrzeby płaczu

za grzechy własne i swojej rodziny.

 

Boski Nauczycielu, wzywasz, że trzeba łzy wylewać

nad własnym błądzeniem i zejściem z dróg Twoich

w pogoni za modnymi prądami

i złudnym mirażem światowym.

 

 

Uczysz, że za łzami żalu, winna iść pokuta,

poprawa życia, Bogu zawierzenie,

by zasłużyć na wieczną radość,

pociechę i przebaczenie.

 

 

 

                 IX. ZDRUZGOTANY UPADKIEM

 

Kolejny upadek, Twoje święte Ciało

stało się jedną wielką raną,

a każdy ruch jest dodatkowym cierpieniem.

Ale podnosisz się i to – co niemożliwym się wydaje –

dokonuje się – powoli wstajesz.

 

Oto wielka nauka wytrwałości !

Znajdujesz nowe siły i z miłości do nas

uporczywie słabości pokonujesz,

tak, jak uporczywe jest nasze tchórzostwo i grzech.

 

Rabbi, Ty chcesz, byśmy –

aż do ostatniego tchnienia –

walczyli z duszy niemocą

i przekraczając granice poświęcenia

Ciebie naśladowali do końca.

 

Jezu, pomóż nam, pomnażaj

naszą wytrzymałość na cierpienia,

dodawaj sił do dźwigania się z grzesznych upadków

i nie poddawania się –

aż do ostatniego tchnienia.

 

 

 

 

                      X. Z SZAT OBNAŻONY

 

Panie umiłowany!

Jakiż niewyobrażalny fizyczny ból Ci zadali,

kiedy zrywając z poranionego Świętego Ciała szaty,

otworzyli brutalnie wszystkie krwawe rany.

Stokroć większe zadali cierpienie,

nieczyści, grzechem zbrukani szydząc

z ludzkiej niewinnej czystości i godności,

a Ty cicho i pokornie wytrzymałeś ich drwiny.

 

Jak cierpiałeś widząc nasze czasy,

bez szacunku dla ludzkiego ciała,

z pogardą dla niewinności

i wystawianiem nagości na sprzedaż.

 

Pożądliwość przestała być grzechem,

wyuzdanie to droga do biznesu.

Panie, czy temu obłąkaniu

nie będzie kresu ?!

 

Przez Twoje z szat obnażenie

porusz nasze sumienia,

byśmy nie popadali

w sodomskie grzechy.

 

Niech przyjdzie na naszą ziemię

czyste i uczciwe pokolenie !

 

 

                  XI. PRZYBITY I WYWYŻSZONY

 

Odkupicielu drogi !

Wybrali dla Ciebie najokrutniejszą udrękę,

Szatan zdaje się tryumfować,

Miłość Najwyższa przybijana do znaku hańby,

ze Złym trwa walka Boga-Człowieka, cielesna i duchowa.

 

Trwa walka pomiędzy potomstwem Niewiasty –

Pokoju i Światła Królem,

a węża potomstwem – Księciem Ciemności,

źródłem świadomej niegodziwości.

 

Twoje ciało ciąży ku ziemi,

by objąć ramionami potomstwo Adama i Ewy,

ale gwoździe naszych grzechów

trzymają Cię Jezu,

przy sztywnym drewnie Krzyża.

 

Miłość przybijana do Krzyża przez Nienawiść,

cała historia Kościoła i świata –

walka między należącymi do Boga

i tymi, co należą do Szatana.

 

Także i teraz dokonuje się Twoje krzyżowanie

myślą, słowem, czynem i zaniechaniem:

w dzieciach nienarodzonych,

wojnach krwawo toczonych,

w tych dla wiary prześladowanych,

w porzucanych i nie kochanych.

 

Serca tych, co Cię kochają słyszą

odgłosy wbijanych gwoździ,

widzą strugi krwi spływające,

i Twój święty grymas boleści –

także w mojej Ojczyźnie.

 

Jezu, światło, które nie zna zmierzchu,

wywyższone na świeczniku Krzyża,

rozpraszaj mroki naszych grzechów,

wątłą wiarę naszą pogłębiaj.

 

Niech przybijani cierpieniami

i przeciwnościami naszych krzyży,

pokornie przy Tobie wytrwamy i z ochotą

wraz z Matką naszą i Twoją.

 

Twoje członki do Krzyża przybite

potrzebują dziś naszych ramion i nóg,

by z zapałem iść tam,

gdzie posyła nas Ojciec-Bóg.

 

Maryjo, Bolesna Matko nasza, skoro nawet dobry łotr

otrzymał przebaczenie, łaskę nam uproś –

niech Twój Syn – Miłość ukrzyżowana,

stanie się Bramą do Wieczności i dla nas.

 

 

 

 

 

                             

                  XII. OJCZE, W TWOJE RĘCE

 

Zbawicielu, rozpięty na ramionach krzyża

między niebem a ziemią,

jak dla Noego tęcza przymierza Stwórcy,

z  każdym ziemskim stworzeniem

i cierpienie … cierpienie… cierpienie …

 

Nie o osobie myślisz, o nas –

przebaczasz skruszonemu łotrowi,

z wysokości krzyża dostrzegasz

wiernego Jana i Matkę umiłowaną,

w nim nam powierzasz Maryję,

Ona nas za dzieci przyjmuje w Janie

i cierpienie … cierpienie … cierpienie …

 

Nie masz już rąk, aby błogosławić,

ani nóg, by pójść do tych co w potrzebie,

tylko wołasz: „Ojcze, czemuś mnie zostawił” –

niepojęte duszy opuszczenie

i cierpienie … cierpienie … cierpienie …

 

I zawierzenie: „Ojcze w Twoje ręce…” i „Wykonało się !”

Bić przestaje Serce, które dla nas biło.

Bok przebity, krew i woda do ostatnich kropli przelane,

zaćmione słońce, pękające groby i skała,

świątynna zasłona rozdarta

i … pokonana śmierć, do nieba brama otwarta!

 

Baranku pokorny, żertwo, którąś za nas złożył,

by nas z Ojcem pojednać i obdarzyć pokojem,

mogę tylko z Setnikiem zawołać:

Jezu, ty jesteś Synem Bożym !

 

Odkupicielu, w Tobie nadzieja dla chorych, starych, słabych,

dla zabitych w łonach matek, w czasie wojen mordowanych,

tych przez świat nie chcianych,

dla skruszonych i nawróconych –

w s z y s t k i c h  mieszkańców ziemi.

 

 

 

 

               XIII. W RAMIONACH MATKI

 

O, Boleściwa Matko Boża,

najcierpliwsza i niepokonana !

Z sercem bólem rozdartym

wytrwałaś u stóp krzyża

wiary i miłości opoko !

 

Oprawcy i gapie rozbiegli się

jak po skończonym w ich życiu epizodzie,

wrócili do swoich zajęć,

niepomni na znaki w przyrodzie.

 

Zostali Najwierniejsi, w bólu zatopieni,

w ciszy, która ziemię ogarnęła,

w wieczornej porze martwe ciało Jezusa

z krzyża zdjęli i złożyli Je w matczyne ramiona.

 

O, Maryjo! Jak  Tyś cierpiała !

Obejmując martwe ciało Jezusa kołysałaś Je

jak wtedy, kiedyś Go piastowała

pod sercem, w Betlejem, w Nazarecie.

 

Niewiasto mężna, wzorze zawierzenia,

z serca krwawiącą raną nie załamałaś się,

bolejąc i rzewnie płacząc, wszystko zniosłaś,

swoje fiat doniosłaś do końca.

 

Dziś dla wielu ludzi, zabicie nienarodzonych

nie jest grzechem, zasłaniają się przepisami prawa,

genetyczne eksperymenty – to tylko zabawa.

Czy współczesne matki nie cierpią ?!

 

Panno wierna, jak Jezusa,

trzymasz w swoich ramionach

wszystkie zabite i odrzucone dzieci

i do swego serca je przytulasz.

 

Wspomożenie rodzin !

Uproś światu opamiętanie,

powstrzymaj wojny i zabijanie,

niech dzisiejsze matki nie cierpią.

 

                  XIV. ZŁOŻONY DO GROBU

 

Józef z Arymatei i Nikodem

z miłością ciałem Jezusa się zajęli –

wonnościami otulili, owinęli w płótno

i w skalnym złożyli grobie.

 

Mój Zbawicielu ! Ci, co Cię skazali i zabili,

przytłoczyli grób ciężkim kamieniem,

pieczęć przyłożyli, postawili straże

i uznali, że wszystko skończone.

 

W Twoją Boską moc nie uwierzyli,

i nie wierzą w Twoje Zmartwychwstanie.

A Ty Jesteś żyjesz

i jesteś Bogiem żywych.

 

Wielu znów wprowadza Cię w grób,

zamykając na kartach historii,

nie wierząc, żeś Ty jest żywy Bóg,

że chodzisz wśród nas ulicami.

 

Panie mój, dziś serca wielu z nas są

jak groby pobielane: zamknięte i zimne.

Spraw, by zostały otwarte jak grób Twój

w Wielkanocny poranek.

 

Maryjo, któraś grób Twego Syna Boskiego

łzami oblewała i pusty ujrzała –

uproś, dla Twoich ziemskich dzieci,

radość z martwych powstania.

 

 

MODLITWA

 

Odkupicielu drogi !

Przez Twoją miłość, mękę i cierpienie

wyjednałeś nam zbawienie.

Przez zasługi Twojej cennej Krwi

daj nam światło wiary potrzebne

wobec mroku naszej cywilizacji smutnej

i moc, aby pójść za Tobą

bolesną drogą. Amen,

               

Św. Jan Paweł II wciąż zachwyca i uczy

                Jan Paweł II zachwycił sobą cały świat. Ten zachwyt nieprzerwanie trwa i trwać będzie przez następne pokolenia. Trwać będzie…, nie tylko dlatego, że ustanawiał On papieskie rekordy. Rekordy: ilości świętych i błogosławionych wyniesionych na ołtarze, ilości przebytych kilometrów podczas swych apostolskich pielgrzymek, uściśniętych rąk, wykonanych fotografii, wygłoszonych homilii i napisanych dokumentów papieskich…, czy wreszcie dlatego, że Jego pontyfikat wpłynął tak bardzo znacząco na losy świata. Trwać będzie przede wszystkim dlatego, że swoim twórczym życiem ukazał całemu światu sens świętości, z której zakorzenia się i wzrasta - sens cierpienia i śmierci. Przykład życia św. Jana Pawła II tak wielu ludzi pociąga, gdyż człowiek ustawicznie poszukuje sensu swego życia, a gdy go nie znajduje: izoluje się, wątpi w celowość swych życiowych zadań i moralnie zaniedbuje.

            Św. Jan Paweł II zwykł powtarzać: „Nie wolno wam nigdy zwątpić w to, że jesteście naprawdę powołani do świętości… Świętość jest darem i przede wszystkim zadaniem i temu zadaniu winno być podporządkowane całe życie chrześcijanina”. Z racji kanonizacji Największego z Polaków, te słowa jawią się jako duchowy testament. Przyjmijmy je z najwyższą godnością!

Ks. Marian Duda

 

DROGA KRZYŻOWA

z

JANEM PAWŁEM II

jako duchowe przygotowanie do Jego kanonizacji

 

WPROWADZENIE

 

„Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien” (Mt 10,38).

 

Chcemy być godni Ciebie Chryste, chociaż dobrze wiemy, że nie potrafimy nigdy być godni do końca. Chcemy iść za Tobą, z naszym krzyżem, nie szukając łatwego chrześcijaństwa. Nie musi być łatwo, powtarzamy sobie, byleby z Tobą! Wtedy i rzeczy niemożliwe leżą w naszym zasięgu. Cóż nam przyjdzie z tego, że będzie nam lekko, ale bez Ciebie? Jako chrześcijanie powtarzamy sobie: życie lekkie, życie poza Tobą, poza Twoim krzyżem, nas nie interesuje! Zresztą, takie życie jest ułudą, pozbawione jest sensu. Dlatego: „Kontynuujemy razem przygotowanie do Wielkanocy, ofiarując Bogu także nasze cierpienia dla dobra ludzkości i dla naszego oczyszczenia” – jak zachęcał nas Jan Paweł II w dniu 6 marca 2005 roku.

Zachęceni tymi słowami, pragniemy tę Drogę Krzyżową przeżyć w jedności duchowej z bł. Janem Pawłem II, prawdziwym, „cierpiącym Sługą Jahwe” współczesności (Iz 42,1), papieżem niewstydzącym się krzyża swej choroby i starości. Papieżem, tak bardzo godnym Jezusa, bo dźwigającym na oczach całego świata krzyż swej choroby, starości, zmagania się słabego ciała z ochoczym duchem. Chcemy w ten sposób wzmocnić nasze siły duchowe jego wewnętrzną mocą. Dlatego wsłuchamy się w czasie tych rozważań w Jego słowa, szczególnie z Listu Apostolskiego „Salvifici doloris” oraz z Listu do osób w podeszłym wieku.

 

* * *

„Gdy byłeś młodszy, opasywałeś się sam i chodziłeś, gdzie chciałeś. Ale gdy się zestarzejesz, wyciągniesz ręce swoje, a inny cię opasze i poprowadzi, dokąd nie chcesz” (J 21, 18). Te słowa dotykają mnie bezpośrednio, jako Następcę Piotra i sprawiają, że tym goręcej pragnę wyciągnąć ręce do Chrystusa, posłuszny Jego wezwaniu: „Pójdź za Mną!”- (J 21, 19) – PW 7

* * *

Jezu, zapraszający nas wszystkich do pójścia Twoimi śladami po Drodze Krzyżowej, Chryste tak mocny w swojej słabości, bądź błogosławiony za każdy krok papieża, który postawił on w drodze do człowieka, za każdy gest jego wyciągniętej ręki w kierunku człowieka. Bądź błogosławiony za jego zużyte w Twojej służbie nogi, które przemierzyły z Ewangelią cały świat. Bądź błogosławiony za jego dłonie, które uścisnęły miliony ludzkich rąk. Przyjmij jego cierpienie - cierpienie człowieka, który pod koniec życia nie mógł się utrzymać na swoich nogach. Przyjmij jego drżące w chorobie Parkinsona, ręce. Niech błogosławieństwo, którego udzielał światu w Imię Chrystusa trwa nadal z Domu Ojca. Niech ci, którzy zabłądzili na drogach życia i idą na oślep, gdzie ich same nogi niosą, przypatrzą się baczniej swoim krokom. Niech postawią sobie pytanie, dokąd zmierzają. Niech ci, którzy zaplątali się w dzieła rąk swoich, przypatrzą się dobrze swoim rękom, do czego im one służą. Niech świat i Kościół nie zapomni nigdy najbardziej wymownej i przekonywującej katechezy papieża głoszonej milczeniem, całkowicie wyeksploatowanym ciałem, w służbie Bogu i człowiekowi. Niech wielomóstwo świata zamilknie wobec takiego świadectwa. Chryste, który za naszych dni ukazałeś swoje cierpiące oblicze,  w bł. Janie Pawle II przemów do nas na tej Drodze Krzyżowej.

 

Stacja I

 

WYROK ŚMIERCI

 

„Cierpienie jest jednym z tych punktów, w których człowiek zostaje niejako „skazany” na to, ażeby przerastał samego siebie - i zostaje do tego w tajemniczy sposób wezwany” - SD 2.

 

* * *

Chrystusie osądzony tyle razy w ciągu wieków, a w czasie pontyfikatu Jana Pawła II tak często sądzony przez odrzucanie jego nauczania, uważane za nieżyciowe, niepostępowe, wręcz nie służące człowiekowi. Nie pozwól nam stawać po stronie koniunktury, wybierającej „Barabasza”; nie daj nam opowiadać się po stronie racji władzy tchórzliwej i oportunistycznej, takiej jak Piłat. I nie pozwól, byśmy opowiadali się po stronie większości tzn. populistycznych i modnych haseł. Daj nam stawać po stronie samotnej prawdy, tej, która nie lubi rozgłosu i nie potrzebuje hałaśliwej reklamy. Prawda bowiem narzuca się siłą samej prawdy! Nie trzeba jej agitatorów, lecz świadków. Wierność prawdzie kosztuje, musi boleć, ale przez to sprawdza się autentyczność naszego człowieczeństwa. Daj nam Jezu przyjmować, za przykładem Jana Pawła II, owo skazanie na przerastanie samego siebie, by przyjąć trudną prawdę, Twoją „twardą mowę” /J 6, 60/ – abyśmy umieli przerastać siebie, zwłaszcza w chwilach cierpienia za samotną prawdę, przegrywającą w sondażach opinii publicznej i będącą w mniejszości. „Nie trzeba kłaniać się okolicznościom, ani prawdom kazać, by za drzwiami stały”. – wskazywał C.K. Norwid.

 

Stacja II

 

BRZEMIĘ KRZYŻA

 

„Chrystus nie wyjaśnia w oderwaniu racji cierpienia, ale przede wszystkim mówi: „Pójdź za Mną!” Pójdź! Weź udział swoim cierpieniem w tym zbawianiu świata, które dokonuje się przez moje cierpienie! Przez mój Krzyż.
W miarę jak człowiek bierze swój krzyż, łącząc się duchowo z Krzyżem Chrystusa, odsłania się przed nim zbawczy sens cierpienia” - SD 26.

 

* * *

W dniu 16 października 1978 roku o godzinie 18.18, kardynał Wojtyła zapytany, czy przyjmuje wybór powiedział: „W posłuszeństwie wiary wobec Chrystusa mojego Pana, zawierzając Matce Chrystusa i Kościoła – świadom wszelkich trudności - przyjmuję”. Jezu, który wziąłeś krzyż na swoje ramiona w papieżu Janie Pawle II, dźwigający ten krzyż przez blisko dwadzieścia siedem lat, jak bardzo jasno widać po czasie, sens tej jego decyzji dla Kościoła, świata, Polski. Pamiętamy, że ani na moment nie wypuścił on tego krzyża ze swej ręki. Oparty na krzyżu swojego pastorału i z krzyżem zawieszonym na swojej piersi, przemierzył świat. Jeszcze bardziej z niewidzialnym krzyżem tylu cierpień noszonych w swoim sercu, szedł za Tobą, by nie tyle tłumaczyć sens cierpienia, co za Twoim przykładem być przy człowieku cierpiącym, człowieku dźwigającym krzyż swojej choroby, samotności, kalectwa, odrzucenia.

„Bóg nie zdejmuje ciężarów; wzmacnia tylko plecy” - Franz Grillparzer (1791 – 1872). Prosimy Cię, więc: Umocnij nasze barki dźwigające krzyż świadectwem Papieża, który doniósł swój krzyż, aż do końca swojej Drogi Krzyżowej.

 

Stacja III

 

PIERWSZY UPADEK

 

 „Tak, pamiętam tę drogę do szpitala. Zachowałem jeszcze przez pewien czas świadomość. Miałem poczucie, że przeżyję. Cierpiałem, był powód do strachu - ale miałem taką dziwną ufność. Co działo się w szpitalu, już nie pamiętam”.

„Cierpienie jest wezwaniem do ujawnienia moralnej wielkości człowieka, jego duchowej dojrzałości” - SD 22.

       

* * *

Nie wierzono, że jest to możliwe! Ciemne ośrodki zła porwały się na bezbronnego papieża. Stało się! 13 maja
1981r. Papież upadł pod ciężarem nienawiści światowej zmowy – osi zła, która do tej pory tchórzliwie ukrywa swoje prawdziwe imię. Ten zamach odbił się na zdrowiu Ojca Świętego. Odcisnął na jego organizmie swoistego rodzaju stygmaty. A stało się to tuż po tym, jak tulił do serca małe dziecko. Konfrontacja niewinności z ciemnym światem zbrodni! Papież upadając wpadł w ramiona Jezusa, który podniósł go i kazał iść za sobą dalej.

Chrystusie, upadający na oczach przerażonego świata, w osobie słaniającego się Jana Pawła II po trafieniu go kulą przez zamachowca, daj nam odczytać tę głęboką teologię upadku, który ujawnił moralną wielkość Papieża – jego duchową dojrzałość, aż do przebaczenia swojemu niedoszłemu zabójcy. Niech nasze powstawanie z upadków ujawnia naszą rzeczywistą wielkość i dojrzałość.

 

Stacja IV

 

OKO W OKO Z MATKĄ

 

            „Na Boże Narodzenie 1983 roku odwiedziłem zamachowca w więzieniu. Długo ze sobą rozmawialiśmy. Ali Agca jest, jak wszyscy mówią, zawodowym zabójcą. Co znaczy, że zamach nie był jego inicjatywą, że ktoś inny to wymyślił, ktoś inny to zlecił. W ciągu całej rozmowy było jasne, że Alemu Agcy nie dawało spokoju pytanie: jak się to stało, że zamach się nie powiódł? Przecież robił wszystko, co należało, zadbał o najdrobniejszy szczegół swego planu. A jednak ofiara uniknęła śmierci. Jak to się mogło stać? I ciekawa rzecz... ten niepokój naprowadził go na problem religijny. Pytał się, jak to właściwie jest z tą tajemnicą fatimską. Na czym ona polega? To był główny punkt jego zainteresowania, tego przede wszystkim chciał się dowiedzieć”.

 

* * *

Maryjo, obecna na drodze Krzyżowej swojego Syna, Ty również byłaś obecna na drodze Piotra naszych czasów, tego który Ci powiedział: „Totus tuus”. Wiemy, że w każdym calu był on Twój - bo w każdym calu należał do Twojego Syna. Jeszcze raz potwierdził to po ostatniej operacji w życiu, nie mogąc mówić, napisał na kartce, „Cały Twój”. Wierzymy, że cud Twojego Niepokalanego Serca ocalił go z zamachu, zadziwiając nawet zbrodniarza, skutecznością Twojej miłości. Wiemy, że w ostatnich dniach jego życia, gdy był taki bezbronny w swoim cierpieniu, ochraniałaś go przed tyloma ciekawskimi i złośliwymi uwagami, artykułami prasowymi, reportażami telewizyjnymi, które proponowały mu zakończenie jego Drogi Krzyżowej w połowie. Wiemy, że jesteś silniejsza niż najsprawniejszy język wroga, niż najwytrawniejsze pióro człowieka złośliwego, żądnego sensacji. Dlatego dziękujemy Ci, o Panno w boleści wierna, za to że byłaś z nim do końca.

 

 

Stacja V

 

SZYMON WSPÓŁPRACOWNIK

 

„Świat ludzkiego cierpienia przyzywa bez przestanku inny świat: świat ludzkiej miłości - i tę bezinteresowną miłość, jaka budzi się w jego sercu i uczynkach, człowiek zawdzięcza cierpieniu” - SD 29.

 

* * *

Jezu, wspomożony przez Cyrenejczyka, dziękujemy Ci za wszystkich „Cyrenejczyków”, których postawiłeś na drodze życia i posługi Jana Pawła II. Tak bardzo Papież był im wdzięczny i raz po raz otwierał  „archiwum swojego serca”, by im to powiedzieć. Kim byłby bez tych tysięcy dobrych ludzi, znanych z nazwiska i bezimiennych, gdy jako sierota, w okupacyjnym Krakowie wkraczał w dojrzałe życie? A jego najbliżsi współpracownicy w urzędzie Piotra, którzy tak bardzo go wspierali, zwłaszcza w ostatnich godzinach jego życia? Dziękujemy Ci Jezu, za te wszystkie dobre serca i ręce. Szczególnie za lekarzy, którzy operowali Ojca Świętego i prowadzili jego leczenie, za pielęgniarki i personel medyczny, za rzymską Klinikę Gemelli, trzeci Watykan, jak ją nazwał sam Jan Paweł II. „Dziś zwracam się do was z polikliniki im. Agostino Gemellego, gdzie znajduję się od kilku dni, otoczony pełną miłości troską lekarzy, pielęgniarek i personelu lekarskiego, którym dziękuję z całego serca. Niech dotrą do was wszystkich, najdrożsi bracia i siostry i do tych wszystkich, którzy w każdym zakątku ziemi są mi tak bliscy, wyrazy mojego uznania za szczerą i pełną współczucia miłość, jakiej w tych dniach doznałem w sposób szczególnie intensywny. Wszystkich i każdego zapewniam o mojej wdzięczności, która przekłada się w stałe polecanie Panu waszych intencji, jak również potrzeby Kościoła i wielkich problemów świata”.

Niechaj wszyscy chorzy i cierpiący, niechaj każdy z nas spotka na swej drodze krzyżowej swoich „cyrenejczyków”. I niechaj lekarze i pielęgniarki na całym świecie, tak służą chorym, jakby służyli Ojcu świętemu. Więcej niech służą chorym, i cierpiącym, tak jakby służyli samemu Chrystusowi. Niech spotka się świat ludzkiego cierpienia ze światem ludzkiej miłości!

 

Stacja VI

 

GEST WERONIKI

 

„Ewangelia jest zaprzeczeniem bierności wobec cierpienia. Sam Chrystus w tej dziedzinie jest nade wszystko czynny” - SD 30.

 

* * *

Bierność i obojętność zabija bardziej niż samo cierpienie. Niejednokrotnie doświadczamy tego na swojej własnej skórze. Jan Paweł II tak często i żywo reagował na każdy rodzaj cierpienia, niezależnie od tego gdzie i kogo, by ono dosięgało. Tak bardzo zachęcał do solidarności z cierpiącymi. Świat w chwilach agonii odpłacił się mu za to powszechną solidarnością w jego osobistym cierpieniu. Wszystkie wyrazy jedności z Papieżem, jak chusta Weroniki ocierały jego cierpiącą twarz i odbijały na niej oblicze cierpiącego Chrystusa.

Warto wspomnieć przy tej stacji o „Weronice krakowskiej”, o wymownym geście nieznanej kobiety, która uratowała życie przyszłego papieża. Karol Wojtyła, będąc klerykiem, w czasie okupacji w Krakowie, gdy miał niespełna dwadzieścia cztery lata, w dniu 29 lutego 1944 roku, został potrącony przez niemiecki samochód. Przyszły papież upadł wówczas na ulicę i stracił przytomność. Nie wiadomo jak zakończyłoby się to zdarzenie, gdyby nie zauważyła tego jadąca z tyłu tramwajem kobieta, która wyskoczyła z pojazdu, podbiegła do krwawiącego mężczyzny i próbowała zainteresować całą sprawą przechodniów.

O twarzy Chrystusowa, odbita na chuście Weroniki i na duszy każdego dobrego człowieka, błogosław i umacniaj ręce, które ocierały Ojcu Świętemu twarz umęczoną śmiertelnym cierpieniem. Dziękujemy Ci, że Papież nie był wówczas sam, że był otoczony gronem troskliwych ludzi. Były wśród nich współczesne „Weroniki” – Siostry Sercanki z Domu Papieskiego. Rzadko albo wcale się o nich nie wspomina. A przecież to one na co dzień dbały o to, by miał śnieżnobiałą sutannę, białe mankiety koszuli i tę czystą chusteczkę ze sobą, którą tyle razy na naszych oczach się posługiwał. Nie znamy ich z imienia i z nazwiska, nie są ważnymi osobistościami lecz codziennie cicho i cierpliwie mu usługiwały przez tyle lat i w Krakowie i na Watykanie. Przygotowywały posiłki i troszczyły się, by mógł bez problemu, spokojnie oddawać się codziennym zajęciom. Jezu błogosław ręce tych współczesnych Weronik, które pełniły przy Papieżu samarytańską posługę. A nam daj zrozumienie tej prawdy, że nie ma spraw małych, skoro dyktuje je miłość.

 

Stacja VII

 

DRUGI UPADEK

 

„Cierpienie ludzkie osiągnęło swój zenit w męce Chrystusa. Równocześnie zaś weszło ono w całkowicie nowy wymiar i w nowy porządek: zostało związane z miłością” - SD 18.

        

* * *

Cierpienia, bóle, choroby, operacje i pobyty w szpitalu - tyle razy w ciągu dwudziestu siedmiu lat pontyfikatu - Pan nie oszczędził Janowi Pawłowi II momentów cierpienia. Ostatnia przed śmiercią hospitalizacja Jana Pawła II była już jego dziesiątym pobytem w szpitalu. Ojciec Święty spędził w różnych miejscach tego rodzaju 165 dni. W listopadzie 1992 roku przypadkowo potknął się na posadzce w Pałacu Apostolskim, gdy przyjmował na audiencji uczestników konferencji Światowej Organizacji Wyżywienia i Rolnictwa. Było to silne stłuczenie, na szczęście bez poważniejszych skutków wewnętrznych, ale Papież przez kilka tygodni miał lewą rękę unieruchomioną na temblaku.

Upadek i powstanie do zajęć. Można by było zapytać: co cię stawiało na nogi, Ojcze Święty? Co cię pchało do spełniania twojej misji? Co nakazywało ci wręcz, nie liczyć się ani z wiekiem, ani z chorobą? To właśnie powiązanie, którego dokonał Chrystus - cierpienia z miłością, jest odpowiedzią na zagadkę twojego życia i posługi. Odpowiedziałeś Chrystusowi za przykładem św. Piotra trzykrotnie: kocham. I właśnie ta miłość do Chrystusa i jego Kościoła napędzała cię niejako od środka, by kochać cierpiąc i by cierpieć kochając. To właśnie ta miłość nakazywała ci każdego dnia, mimo ciężkiej choroby, podnosić się z łóżka i stawać przy ołtarzu, by sprawować Eucharystyczną ofiarę. Ona cię pchała także do tego, by z okna szpitalnego, chociaż popatrzeć z miłością na ludzi i stamtąd udzielać im apostolskiego błogosławieństwa.

Jezu Chryste, pomóż nam odczytać tę katechezę pełną cierpienia z miłości aż do końca.

 

 

Stacja VIII

 

POCIESZENIE POCIESZAJĄCYCH

 

 „Źródła mocy Bożej biją właśnie z pośrodka ludzkiej słabości. Uczestnicy cierpień Chrystusa przechowują w swoich własnych cierpieniach najszczególniejszą cząstkę nieskończonego skarbu Odkupienia świata i tym skarbem mogą się dzielić z innymi” - SD 27.

 

* * *

      Cierpiący - pociesza, słaby - podnosi, ubogi - wzbogaca. Jan Paweł II głosił słowami, a na koniec swoją słabością tę prawdę, która woła z ósmej stacji: „Nie płaczcie nade mną!” Papieżowi nie potrzebne było jakieś tanie, ludzkie współczucie, wręcz litowanie się nad nim. On wiedział dobrze, co za godzina przyszła na niego i jak ją ma znosić. I dlatego też sam cierpiący, zwracał uwagę światu na konieczność nawrócenia, wypraszanego drogą cierpienia. Pocieszał wreszcie innych, sam cierpiąc. Nie tracąc humoru i chrześcijańskiego optymizmu, pytał lekarzy po operacji: „coście zrobili ze mną?”

Widział także cierpienie, zwłaszcza niewinnych dzieci. Dziewięcioletni chłopczyk chory na raka, z tego samego piętra, gdzie leży Papież, został przyjęty przez Ojca Świętego w jego szpitalnym pokoju, bo często pukał do jego drzwi, aż się udało. „Ojcze Święty, uzdrów mnie!” - poprosiło chorego Papieża dziecko, a on wydobył z siebie wszystkie siły, aby pobłogosławić to ufne dziecko i przekazać błogosławieństwo i życzenie zdrowia dla niego i wszystkich chorych dzieci z całego piętra.

 

Stacja IX

 

TRZECI UPADEK

 

„Cierpienie zawsze jest próbą, czasem nad wyraz ciężką próbą, której poddane zostaje człowieczeństwo” - SD 23.

 

* * *

Specjaliści od choroby Parkinsona mówią, że cierpiący na nią człowiek czuje się coraz bardziej zamknięty w unieruchomionym ciele, jak w jakiejś potężnej i ciężkiej zbroi. Ta choroba, to jakby jakiś jeden wielki upadek człowieka, którego opuszcza zdrowie, siły i kondycja fizyczna. Upada on niejako bezbronny w swoim drżeniu rąk i coraz większej trudności w oddychaniu i mówieniu. Wielu chorych załamuje się, nie chcą pokazywać się na widok publiczny, krepują się tych, którzy znali ich wcześniej, gdy byli w pełni sił. To cierpienie jest prawdziwie próbą człowieczeństwa. Jeśli człowiek, posiada świadomość swojej własnej wartości, niezależnie od stanu swojego zdrowia, to próbę tę przechodzi pomyślnie. Jakże ważne jest, aby współczesny człowiek nie wmawiał sobie i innym, że wartość człowieka mierzy się tylko jego wiekiem i stanem zdrowia. Stowarzyszenie Chorych na Parkinsona przysłało do Watykanu list, dziękując Papieżowi za to, że pomaga chorym odzyskać właściwy ich obraz, gdyż ma odwagę pokazać się publicznie, jako osoba cierpiąca, która jednak nie przestaje pracować”.

Chryste, daj nam pojąć tę trudną lekcję, że nawet popadnięcie w tak ciężką chorobę, w niczym nie umniejsza wartości człowieczeństwa; wręcz odwrotnie, choroba ta jest okazją do ujawnienia tego, co prawdzie ludzkie, a zarazem najpiękniejsze w nas.

 

Stacja X

 

BOGACTWO UBÓSTWA

 

  „Człowiek w swoim cierpieniu pozostaje nietykalną tajemnicą” - SD 3.

 „Cierpienie fizyczne zachodzi wówczas, gdy w jakikolwiek sposób „boli ciało”, cierpienie moralne natomiast jest „bólem duszy” - SD 5.

 

* * *

Moralne cierpienie – ból duszy. Moglibyśmy zapytać, ile razy i jak mocno bolała Cię twoja wrażliwa dusza – Ojcze Święty. I ile razy, nie komu innemu, tylko Tobie Chryste, zadawaliśmy ból w osobie Papieża. Wiemy, że zawsze to było związane z odejściem od Jezusa, ze zdradą Ewangelii Chrystusowej – zwłaszcza ewangelii życia. Jak często i głośno musiał Papież wołać o prawo do życia od poczęcia, aż do naturalnej śmierci. Papież sam zdradzał swój ból wobec decyzji tylu parlamentów, legalizujących aborcję i eutanazję. A cóż powiedzieć o zamiarach ONZ, by aborcję ogłosić prawem kobiety. Obnażony w swym bólu Papież przed ludzkością! Obnażony, po ludzku bezbronny, bo uzbrojony tylko w Ewangelię – Słowo życia, sam przeciwko uzbrojonej po zęby w środki finansowe i techniczne cywilizacji śmierci. Ecce homo! Oto człowiek, którego boli dusza. A dlaczego go dusza tak boli? Bo człowiekowi dzieje się krzywda. Papież więc bronił człowieka przed krzywdą, którą chce on sobie sam wyrządzić, na własne życzenie w majestacie prawa. Bądźmy zawsze za przykładem Jana Pawła II, ludźmi których boli dusza, gdy człowiekowi dzieje się jakakolwiek krzywda.

 

Stacja XI

 

KRZYŻOWANIE CIAŁA

 

„Mimo ograniczeń mego wieku bardzo wysoko cenię sobie życie i umiem się nim cieszyć. Dziękuję za to Bogu! Pięknie jest służyć aż do końca sprawie Królestwa Bożego” - PW 17.

 

* * *

Służyć do końca, to takie pięknie.  Wytrwać do końca to znaczy zdać egzamin z „męstwa bycia”. Uciec w połowie drogi, a nawet „wysypać” się tuż przed metą, to zawsze klęska. Przykuty do swego fotela w ostatnim okresie życia, jak do krzyża, ten którego zwano wcześniej „atletą Boga”. Zauważono słusznie, że w jego chorobie ukazuje się symbol ludzkiego losu: był aktorem, a skazany został na milczenie. Był narciarzem, a porusza się na wózku inwalidzkim. Jest następcą rybaka Piotra, na którym jak na skale stanął Kościół, a wstrząsany chorobą Parkinsona, drży jak kruche szkiełko. Jeszcze nie tak dawno Vittorio Messori pisał, że nikt nie dostał od losu tyle, co Karol Wojtyła, tymczasem dziś ma się ochotę krzyczeć, że nic nie zostało mu oszczędzone.

Jezu Chryste, daj nam zobaczyć w tej słabości moc i w tej pozornej klęsce zwycięstwo. Niech Papież nauczy nas swoim milczeniem i unieruchomieniem w ostatnim okresie swojego życia tego, co tak trudno przyjąć - wymagań Ewangelii, która jest piękna i prawdziwa przez trud, przez ofiarę z siebie, a nie na drodze łatwizny.

 

 

Stacja XII

 

ŚMIERĆ ZWARŁA SIĘ Z ŻYCIEM

 

„Głębokim pokojem napełnia mnie myśl o chwili, w której Bóg wezwie mnie do siebie — z życia do życia! Dlatego wypowiadam często - i bez najmniejszego odcienia smutku - modlitwę: w godzinie śmierci wezwij mnie i każ mi przyjść do Siebie” - PW 17.

 

* * *

Z takim spokojem, bez lęku i smutku mówił Papież o konieczności odejścia z tego świata, bo wierzył, bo miał nadzieję. Śmierć pojmował jako przejście z życia do życia. My nie lubimy myśleć i słuchać o śmierci, bo pojmujemy ją często opacznie, jako przejście od życia do nicości. Dlatego też, nie chciał się Papież oderwać od krzyża, zejść z niego w najtrudniejszej dla siebie godzinie. „Zejdź z krzyża” - namawiali go współcześni obserwatorzy jego męki.  Jan Paweł II musiał walczyć w tych swoich ostatnich miesiącach godzinach życia nie tylko z chorobą, ale także z coraz częstszymi podpowiedziami, że schorowany Papież powinien rozważyć możliwość ustąpienia. Wszystkie przemówienia na Anioł Pański w ostatnim czasie zawierały jasną odpowiedź na te sugestie. Dnia 6 lutego 2005 r. Ojciec Święty stwierdzał: „Również tutaj, w szpitalu, pośród chorych, których ogarniam serdeczną myślą, nie przestaję służyć Kościołowi i całej ludzkości”. Tydzień później, zwracając się do wiernych przybyłych na plac św. Piotra, wyznawał: „Odczuwam stale potrzebę waszej pomocy u Pana, aby pełnić posłannictwo, które zawierzył mi Jezus”.

Na pytanie, czy ze szpitalnego pokoju Papież może kierować Kościołem, włoski kardynał odpowiedział: „Kościół to nie przedsiębiorstwo ani państwo. Rządy nim to rządy duchowe, dla których nie istnieje centrum dowodzenia. Także świadectwo, jakie Papież daje w obliczu cierpienia, jest częścią duchowego rządzenia Kościołem”.

To przymusowe milczenie Papieża było dla niego ofiarą, stanowi upokorzenie, na które należy patrzeć z szacunkiem - powiedział o. Raniero Cantalamessa – kaznodzieja Domu papieskiego. Skojarzył on milczenie Jana Pawła II z milczeniem Jezusa, który „po trzech latach przemawiania i przepowiadania Królestwa Bożego w ostatnim tygodniu zamilkł”. „Kto z nas ośmieliłby się powiedzieć, że ostatni tydzień Jezusa był dla świata bezowocny? Byłoby to bluźnierstwem, ponieważ właśnie w tym tygodniu uczynił rzeczy dla świata najważniejsze. Obecna tajemnica w życiu Papieża zasługuje na szacunek i powinno jej towarzyszyć nasze milczenie” - powiedział ów włoski kapucyn.

Jezu Ukrzyżowany, na krzyżu konający przy odgłosach bluźnierstw i kpin, dziękujemy Ci za Jana Pawła II, który trwał w swojej posłudze i modlił się, i cierpiał za świat. Daj nam łaskę zrozumienia tajemnicy śmierci Jana Pawła II w świetle słów św. Pawła Ap. „Razem z Chrystusem jestem przybity do krzyża”.

 

Stacja XIII

 

NA KOLANACH MATKI

 

 „Boski Odkupiciel pragnie dotrzeć do serca każdego cierpiącego człowieka poprzez serce swojej Najświętszej Matki” - SD 26.

        

* * *

Cierpiący Papież w dłoniach Maryi – to obraz, który każe nam widzieć oczyma naszej duszy wiara. Nie ma innej możliwości, tylko taka. „Cały twój” – oznacza cały Jej. Także w cierpieniu, a może szczególnie w cierpieniu. Przypomnieli o tym światu ambasadorowie siedmiu krajów o większości prawosławnej: Rosji, Bułgarii, Mołdawii, Cypru, Grecji, Serbii i Czarnogóry, którzy widząc jak garnie się pod opiekę Matki Najświętszej, przybyli do polikliniki Gemelli w dniach po ostatniej operacji Papieża , aby ofiarować mu ikonę Maryi. „Znając jego miłość do Matki Bożej, która jest bardzo czczona w krajach prawosławnych, szczególnie na Wschodzie pomyśleliśmy, że ikona Matki Bożej sprawi mu przyjemność i będzie mógł w ten sposób modlić się, medytować, myśleć i wiedzieć, że ludy Wschodu są z nim i modlą się do Matki Bożej o jego zdrowie”. - powiedział ambasador Bułgarii.

         Błagajmy więc o wstawiennictwo Matkę Bożą Częstochowska i Kalwaryjską, do której z taką miłością Jan Paweł II pielgrzymował, zawierzając Jej swój pontyfikat, aby ta jego dziecięca miłość do Maryi, była nadal obecna w każdym polskim domu i na naszej polskiej ziemi.

 

Stacja XIV

 

POGRZEB NIEŚMIERTELNEGO

 

„Gdy zaś nadejdzie chwila ostatecznego „przejścia”, pozwól, abyśmy umieli ją powitać z pokojem w sercu, nie żałując niczego, co przyjdzie nam porzucić. Kiedyś bowiem po długim poszukiwaniu spotkamy Ciebie” - PW 18.

 

* * *

Pokój ma królować w sercu, które opuszcza ten świat, brak żalu, że trzeba wszystko zostawić, bo przecież „gdzie skarb twój tam i serce twoje” /Mt 6,21/. Serce nasze idzie przylgnąć po śmierci do jedynego i największego skarbu naszego życia – do Boga. Takiego pokoju uczył nas w obliczu śmierci Jan Paweł II. Tyle razy przychodziło mu pożegnać i odprowadzić na cmentarz swoich bliskich, począwszy od swej matki, brata i ojca, a skończywszy na tylu przyjaciołach i współpracownikach swojego urzędu.

Prosimy Cię więc Jezu Chryste, byśmy nauczyli się od Ojca Świętego na co dzień, tego ufnego przejścia w chwili śmierci do wieczności. Spraw  byśmy tak, jak to czynił papież  do tego przejścia przygotowywali się niezależnie od tego, w jakim czasie ono nastąpi. Ojciec Święty mówił, że pozostawia Chrystusowi „decyzję dotyczącą tego, jak i kiedy zechce zwolnić go ze służby, jaką mu powierzył”.

Chryste prosimy Cię, mając przed oczami przykład i naukę Ojca Świętego, by ludzie zeszli z szalonej drogi eutanazji, która każe im żegnać się życiem, wbrew Bogu i na mocy ich arbitralnych ludzkich decyzji.

 

ZAKOŃCZENIE

 

„Wówczas, gdy to ciało jest głęboko chore, całkowicie niesprawne, a człowiek jakby niezdolny do życia i do działania - owa wewnętrzna dojrzałość i wielkość duchowa tym bardziej jeszcze się uwydatnia, stanowiąc przejmującą lekcję dla ludzi zdrowych i normalnych” - SD 26.

 

* * *

Na końcu tej Drogi Krzyżowej dziękujemy Jezu za tę katechezę o krzyżu i cierpieniu, którą wygłosił nam cierpiący Sługa Boży Jan Paweł II.  Jego milczenie w cierpieniu może dać nam więcej niż najlepsze rekolekcje. Kardynał J. Ratzinger, jeden z najbliższych i najbardziej oddanych współpracowników Papieża, obecny Ojciec Święty Benedykt XVI powiedział w dniach odchodzenia od nas Jana Pawła II: „Cierpienie jest szczególnym sposobem głoszenia kazania”. Poprzez swoje cierpienie Jan Paweł II powiedział nam wiele rzeczy: że cierpienie jest istotnym etapem w życiu człowieka, że jest uczestnictwem w cierpieniu Jezusa Chrystusa. Pokazał nam, jak bardzo cierpienie może być owocne, gdy przeżywamy je z naszym Panem i w jedności z wszystkimi, cierpiącymi świata. W ten sposób pojęte cierpienie posiada wielką wartość i ma swój pozytywny wymiar. Gdy patrzymy na życie Papieża, dostrzegamy, że niesie ono ze sobą niezwykle ważne orędzie, zwłaszcza dla świata, który pragnie ukryć i wymazać cierpienie”. W ostatnich chwilach swojego życia Papież głosił Ewangelię swoim milczeniem i usłyszał ją, o dziwo, cały świat.

W 1984 roku Jan Paweł II, jako jedyny w historii Papież, opublikował List o chrześcijańskim sensie cierpienia. Od tego czasu dopisał do niego tyle kart swoim cierpieniem. A w dniach swojej starości, a zwłaszcza śmiertelnej choroby dopisał karty najpiękniejsze, dając świadectwo prawdziwości wcześniej wypowiadanych słów.

Módlmy się więc nieustannie, aby świat umiał odczytać i przyjąć „Ewangelię cierpienia”, której niezmordowanym zwiastunem był Jan Paweł II.